Dlaczego czwarte miejsce Polaków nie jest dobre? Bo sport, oprócz wysiłku, zdrowia, rywalizacji itd., to także ta drabinka, w której ktoś musi być pierwszy, drugi i trzeci. To znaczy, że od Polaków lepsi byli Francuzi i Islandczycy (sytuacja Chorwatów jest niejednoznaczna). Czwarte miejsce nie jest dobre dlatego, że poziom sportowy i wolicjonalny zaprezentowany przez "Biało-czerwonych" w Austrii powinien pchnąć ich wyżej. Dlatego, że na tym turnieju zepsuli tylko jeden jedyny mecz, a właściwie pół meczu - pierwszą połowę z Islandią o trzecie miejsce. Czwarte miejsce nie jest złe A dlaczego czwarte miejsce nie jest złe? Bo na przykład tacy Niemcy, Hiszpanie, Szwedzi czy broniący w Austrii tytułu Duńczycy chętnie by się z nami zamienili. Wszystkie te kraje, to - w porównaniu z naszym szkoleniem, infrastrukturą, organizacją i popularnością etc. - handballowe potęgi, których nie dogonimy w dwa pokolenia. Czwarte miejsce nie jest złe, bo Polska potwierdziła, że nadal ma jedną z najsilniejszych drużyn na świecie. I nie jest złe, bo bez kwalifikacji dało awans na mundial w Szwecji. Czwarte miejsce jest bardzo dobre, ale bardzo dobre byłoby także miejsce drugie, piąte i siódme jeśli wywalczone byłoby w takim samym stylu jak to czwarte. Osiem powodów, z których kibice powinni być dumni To, że na szyi nie wisi chociażby brązowy krążek, to strata przede wszystkim dla tych 16 chłopaków i trenerów. Ale kibice powinni być dumni z tego, jak reprezentacja Polski na austriackim turnieju grała i walczyła. Powinni być dumni z tego, że w pierwszej rundzie, w bardzo dobrym stylu, nie pozostawiając wątpliwości co do tego, kto jest lepszy, pokonała Niemców i Szwedów. Z tego, że przegrywając ze Słowenią czterema bramkami pięć minut przed końcem kadra Wenty nie zwątpiła i "wygrała" remis, który dał zwycięstwo w grupie. Z tego, że w drugiej rundzie Polska sprowadziła na ziemię rozpędzonych Hiszpanów, traktując ich jak nauczyciel niesfornego ucznia. Z tego, że wyrwała Czechom z gardła zwycięstwo dwie sekundy przed końcem meczu. Z tego, że po słabym początku spotkania z Francją mozolnie odrabiała straty, by przyszłych mistrzów świata dojść na dwie bramki i zmusić ich do maksymalnego wysiłku. Z tego, że w półfinale faworyzowani Chorwaci musieli uciekać się do pomocy norweskich sędziów, by awansować do finału. Z tego, że w meczu o brąz potrafiła po fantastycznej pogoni odrobić osiem bramek straty i choć przegrała, to po walce. Parafrazując reklamę kart kredytowych - medal możesz zdobyć jak Francuzi, mający Dream Team, albo jak Chorwaci (no comments), ale chwile przeżyte z reprezentacją Polski w Austrii były bezcenne i bez medalu. Awans na MŚ mamy w kieszeni Polacy, zajmując miejsce w pierwszej czwórce, zapewnili sobie udział w przyszłorocznych mistrzostwach świata w Szwecji, które będą jednocześnie szansą wywalczenia kwalifikacji do igrzysk olimpijskich w Londynie. Jest szansa, że Orły Wenty w Szwecji mogą być jeszcze silniejsze. Do kadry po wyleczeniu kontuzji powinni wrócić Damian Wleklak i Grzegorz Tkaczyk, a że bardzo dobrze radzą sobie na ich pozycjach Bartłomiej Jaszka i Tomasz Rosiński, to Wenta pierwszy raz od dawna może mieć na środku rozegrania ból głowy. Za rok Piotr Wyszomirski będzie bogatszy o rok grania w reprezentacyjnej bramce, albo też Wenta odkryje kogoś nowego. Chęć wywalczenia awansu na olimpiadę stłamsi w zarodku zamysły starszych graczy o rezygnacji z gry w kadrze, a może dodatkowo ich zmotywuje. Choć chyba nikt nie wierzy w to, że oni do tej pory nie dawali z siebie maksimum. I to na mistrzostwach Europy w Austrii było w tym wszystkim najfajniejsze. Ugrali tyle, ile mogli (bo z Islandią zagrali słabo), i tyle, na ile im pozwolono (półfinał z Chorwacją). CZYTAJ TAKŻE: Miliony na Orłach Wenty! Sławomir Szmal: Karuzela uczuć Apel prezydenta: Zorganizujmy MŚ szczypiornistów Orły Wenty czują niedosyt Orły Wenty już w Polsce i w szoku