Pamiętacie jeszcze zdjęcie odciętego łba świni na murawie Camp Nou? To miała być kara "za zdradę" dla Luisa Figo. Jeden z bardziej wstydliwych dni z życia klubu z Katalonii, pozostanie dowodem, jak futbolowy szowinizm może być niski. Nikt z postronnych fanów nie był oczarowany najbardziej nieoczekiwaną zmianą miejsc w 2000 roku, czyli ucieczką symbolu Barcelony do Realu Madryt. A jednak podjudzanie, szczucie kibiców przeciw wracającemu na Camp Nou Figo przekroczyło granice wyznaczane przez rozsądek. Gdy prezes skumpluje się z bandytami Dla ówczesnego prezesa Barcy - Joana Gasparta Portugalczyk był jednak zdrajcą i sprzedawczykiem. Szowinista, który przez 22 lata pracował, jako wiceprezes u Josepa Luisa Nuneza mógł pokazać wszystkim, jaki jest kataloński. Obraz płonącego od rac i zionącego nienawiścią Camp Nou (podczas meczu z Realem jesienią 2000 roku) zawstydził chyba samych Katalończyków. Najbardziej niedorzecznym faktem było jednak to, że Gaspart skumplował się z bandycką grupą Boixos Oi! - kibolską bojówką znaną z tego, że zamordowała turystę z Meksyku, bo chodził w koszulce Raula Gonzaleza. Beckham szerokim łukiem ominął Camp Nou Za kadencji Gasparta ci ludzie wchodzili na Camp Nou za darmo, ale chorobliwy nacjonalista, okazał się jeszcze zwyczajnym utracjuszem. W trzy lata wyrzucił w błoto 200 mln euro, a klub nie osiągnął żadnych sukcesów. Z kuriozalnych transferów Rochembacków i Christanvali szydziła prasa całego świata. Wielcy piłkarze omijali Katalonię szerokim łukiem traktując Camp Nou jak miejsce, w którym można złamać sobie karierę. Być może dlatego koszulki blaugrana nie założył w 2003 roku David Beckham. Rozpisałem się o Gasparcie, by uzmysłowić, w jakiej chwili na czele Barcelony stawał popierany przez Johanna Cruyffa Joan Laporta (socio nr 27 869). Dostał klub zadłużony, drużynę w rozsypce, w czasie, gdy galaktyczny rywal z Madrytu znów stał się najbogatszym i najlepszym przedsiębiorstwem piłkarskim świata. Laporta nie mógł wygrać boju o Beckhama, ale nawet ta porażka okazała się jego zwycięstwem. 30 mln euro wyszperane w zrujnowanej kasie wydał najlepiej, jak było można. Jak Laporta wjechał na białym koniu O tym jak zębaty Brazylijczyk o talencie Maradony i Pelego wyniósł klub na szczyty, wszyscy wiedzą. Do transferów Laporta miał zresztą rękę niezłą (Ronaldinho, Eto'o, Larsson, Giuly, Deco, Henry, Alves, Toure, Abidal), jeszcze lepszą do wychowanków, choć to właśnie jemu Arsene Wenger sprzątnął sprzed nosa Fabregasa. Odzyskanie Cesca i obrona Pucharu Europy na Santiago Bernabeu, to dwa wielkie wyzwania dla prezesa Barcy na jego ostatnie cztery miesiące urzędowania. Czy realne? W siedem lat doprowadził do sytuacji niewiarygodnej: nie on ściga Florentino Pereza, ale Perez musi gonić jego. Obu wymienionym w ostatnim zdaniu ludziom, Madryt i Barcelona zawdzięczają względny spokój i cywilizowane kontakty: jak między wielkimi rywalami, a nie śmiertelnymi wrogami. Obaj prezesi wiedzą, że taki wizerunek łatwiej sprzedać w świecie. Gran Derbi ma teraz pozycję wymarzoną, nieosiągalną ani dla derbów Mediolanu, ani dla meczów Manchesteru United z Liverpoolem. Polityczne aspiracje i ...kompromitacje Mający polityczne ambicje Laporta zbyt często wplątywał Barcelonę w bój o swoją pozycję i wizerunek. Jeszcze w połowie lat 90. założył partię wolności mającą walczyć o niezależność Katalonii. Ugrupowanie znikło jednak szybko, nie mając poparcia w wyborach. Pierwsze sukcesy w Barcelonie też były kosztowne. Spektakularny konflikt z Sandro Rosellem, wiceprezesem ds. sportowych, czyli człowiekiem, który sprowadził do Barcy Ronaldinho, spowodował wielki rozłam w klubie. 2 czerwca 2005 roku, niedługo po pierwszym mistrzostwie Hiszpanii, czterech ludzi z zarządu uznało, że z Laportą pracować się nie da. Komentarze były takie, że prezes Barcy przemienia się autokratę, niezdolnego do szanowania odmiennych poglądów. Niedługo czekali fani na kolejny skandal, kiedy wyszło na jaw, że powołany przez Laportę do zarządu klubu jego szwagier Alejandro Echevarria działał w Fundacji Francisco Franco. Czy może być w Katalonii coś bardziej kompromitującego? W lipcu 2008 roku ze współpracy z Laportą zrezygnowało aż ośmiu z 17 członków zarządu. Opozycja wobec prezesa była już gigantyczna, głosowało przeciw niemu ponad 60 proc socios, do dymisji trzeba było jednak 66,6 proc. By przetrwać, Laporta sięgnął nawet po ludzi Gasparta, ale co najbardziej znaczące, za namową Cruyffa, postawił na młodego trenera Pepa Guardiolę. I ten go uratował. Dyrektor szpiegował członków zarządu! Skandale w Barcelonie nie ustały nawet po piłkarskich sześciu koronach. Wyszło na jaw, że Joan Oliver dyrektor generalny klubu wynajął firmę specjalistyczną do szpiegowania czterech członków zarządu. Twierdził, że zrobił to bez wiedzy Laporty, by sprawdzić, który z nich byłby najlepszym kandydatem w nadchodzących wyborach. Ponoć firma nie prześwietlała życia prywatnego tej czwórki. Bez wątpienia zdumiewający jest fakt, że tak niespójna i skonfliktowana grupa ludzi, miała przywilej odniesienia jedenastu spektakularnych sukcesów sportowych. Za kadencji Laporty piłkarze wywalczyli trzy mistrzostwa kraju, dwa razy wygrali Ligę Mistrzów, jeden Puchar Króla, trzy Superpuchary Hiszpanii, Superpuchar Europy i mistrzostwo świata klubów. Ponad połowa z tego w nadzwyczajnym roku 2009. O 36 trofeach w koszykówce, piłce ręcznej i hokeju na rolkach nie warto nawet wspominać. Rządy Laporty są dowodem, że najważniejsza weryfikacja każdej władzy w klubie leży w nogach piłkarzy. Dlatego biznes futbolowy to ten rzadki przypadek, gdzie pracownicy zarabiają znacznie więcej niż ich prezesi. Być może największym jednak sukcesem Laporty było zerwanie i zakaz wstępu na Camp Nou dla kibolstwa z Boixos Nois i Boixos Oi! Właśnie wczoraj policja aresztowała ludzi z tych grup, za dystrybucję narkotyków i środków dopingujących. Wśród nich był Antonio Torn Albarracín "Anton~ito" oskarżany o wielokrotne grożenie Laporcie śmiercią. Gdyby Joan Laporta stanął do wyborów trzeci raz, pewnie znów by wygrał. Sportowo klub nigdy nie miał się tak dobrze. 22-letnie rządy Nuneza przekonały jednak Katalończyków, że przy władzy, demokrata łatwo zmienia się autokratę. Tak jak Amerykanie w polityce, tak oni w piłce ograniczyli prezydenturę do dwóch kadencji. Dlatego za cztery miesiące Laporta zniknie z klubu FC Barcelona. CZYTAJ RÓWNIEŻ: POROZMAWIAJ Z DARKIEM WOŁOWSKIM O PRIMERA DIVISION Akcja policji przeciw bojówce Barcelony!