Wywieszanie na stadionach transparentu "pozdrowienia do więzienia" stało się w Polsce niemalże normą. Jednak Tim Cahill z Evertonu przełamał konwenanse i przeniósł to na boisko - po strzeleniu gola w meczu z Portsmouth pozdrowił gestem skrzyżowanych w nadgarstkach rąk swojego brata. Nie byłoby w tym niczego złego, gdyby tymże gestem nie naśladował człowieka zakutego w kajdanki. Wszak brat Tima, Sean, siedzi w mamrze. Dostał sześć lat, za - mówiąc delikatnie - naruszenie cielesności, a tłumacząc to na język podwórka - tak nakopał człowiekowi po głowie, iż ten stracił częściowo wzrok. Czy Tim powinien ponieść karę za odgrywanie takich scenek? - pyta Anglia. Może cała ta sprawa nie zaprzątałaby mi tak głowy, ale jako że akurat jestem w Londynie, zdjęcia Cahilla z miną wykrzywioną w grymasie nieszczęśnika, wyłażą mi wręcz z lodówki. Przypomina mi to pewną historię sprzed lat, równie głośną, kiedy Robbie Fowler przyłożył nos do linii boiska, udając, że wciąga kokainę. Ten gest Fowlera był odpowiedzią na spekulacje w prasie, jakoby zażywał narkotyki. Gerard Houllier, ówczesny menedżer Liverpoolu, powiedział, że jego piłkarz udawał krowę jedzącą trawę. Chyba sam w to nie wierzył. Nie wiem co gorsze: Fowler - kokainista, czy zakuty w kajdanki Cahill. Może już lepsze były te "cieszynki" Piotra Rockiego, jakieś swojskie i rzadko komu szkodziły. Gest Cahilla sprawił jednak, że mimo oczywistego z mojej strony potępienia dla takich wybryków, uwierzyłem jeszcze trochę w fantazję piłkarzy. No bo można w nią zwątpić, patrząc na wyciągniętą rękę Alana Shearera, nic nie ujmując temu snajperowi. Przypadek Cahilla jest jednorazowy, ale i całkiem odrębny. Everton wziął stronę piłkarza. Władze klubu uznały, że emocje po golu są sprawą osobistą, a australijski pomocnik wyjątkowo mocno związany jest z rodziną i był w pełni świadom swojego czynu. Angielska Federacja na razie nie zabiera głosu w tej sprawie, ale jestem przekonany, że bez konsekwencji się nie skończy. Fowler za swój teatrzyk zapłacił 60 tysięcy kary. W przeszłości karano piłkarzy za bardziej błahe wybryki - jak Thierry'ego Henry'ego za to, że pod koszulką Arsenalu miał t-shirt z napisem "To the New-born Kyd", na cześć dziecka, które urodziła jego przyjaciółka, wokalistka grupy Texas. Dlatego i Cahill będzie musiał sięgnąć do kieszeni. Ja wychowałem się na mniej szkodliwych gestach, a smaczkiem było salto Hugo Sancheza (dzisiaj normalka, co drugi piłkarz z Afryki to robi), a miało ono głębszy sens - było pozdrowieniem dla siostry, tyle że na wolności, która była gimnastyczką i występowała na olimpiadzie w Montrealu. Pamiętam jak Hugo fikał kozła w Zabrzu, gdy Real Madryt pokonał Górnika. A potem, w rewanżu na Santiago Bernabeu Górnik napędził stracha gospodarzom. Niejaki Baran też chciał zrobić salto, jak Sanchez, ale umiał tylko fikołka, takiego jak na WF, na materacu, śmiesznie to wyglądało. Pomysłowy był też taniec robota Petera Croucha, czy Craiga Bellamy'ego, który wymachiwał niewidzialnym kijem golfowym, chcąc udowodnić, że przed meczem z Barceloną wcale nie okładał po pijaku swojego kolegi z drużyny Johna Arne Riise, tyle że prawdziwym kijem do gry w golfa. Inny łobuz, Paul Gascoigne podczas Euro 96, po golu strzelonym Szkocji, Teddy Sheringham i Gary Neville porwali bidony z wodą i wlewali ją do gęby Gazzie leżącemu na murawie. Przed turniejem piłkarze reprezentacji Anglii zostali sfotografowani w czasie balangi, gdy wlewali sobie do ust prawdziwy alkohol. W przypadku facetów radość nigdy nie będzie tak piękna jak w sportach kobiecych. Pamiętacie jak Amerykanka Brandi Chastain strzeliła karnego w meczu finałowym mistrzostw świata z Chinami? Płaski brzuch i sportowy stanik, które odsłoniła po zdjęciu koszulki, zobaczył cały świat. Dobrze, że nie zapomniała włożyć biustonosza pod koszulkę meczową! Ani płeć, ani sama radość nie jest tak ważna - rozłożone ręce Żurawskiego czy taniec Rogera Mili, nie zastąpią tego, co dzieje się kilka sekund wcześniej. Piłki w bramce, która od tylu lat budzi w nas tak skrajne emocje. Przemysław Rudzki, "Fakt"/"Przegląd Sportowy"