Rudnevs, który w poprzednim sezonie był zawodnikiem węgierskiego Zalaegerszegi TE, zagrał już w czerwcu w Poznaniu w sparingu "Kolejorza" z Rosenborgiem Trondheim. Wypadł na tyle dobrze, że trener Jacek Zieliński wyraził zainteresowanie zawodnikiem, a do pracy przystąpili działacze z dyrektorem sportowym Markiem Pogorzelczykiem na czele. Targi trwały dość długo - wydawało się nawet, że Rudnevs przeniesie się na Ukrainę, bo chęć pozyskania zawodnika wyraził Metallist Charków. Gdy wreszcie Lech uzgodnił warunki transferu z klubem z Węgier, a piłkarz przyjechał do Poznania, na przeszkodzie stanęła sprawa indywidualnego kontraktu Łotysza. Oto bowiem Rudnevs przyjechał do stolicy Wielkopolski z trzema menedżerami, a każdy z nich stawiał wymagania. Piłkarz opuścił Poznań, ale dziś znów wrócił. - Po wielu perypetiach zbliżamy się do szczęśliwego końca - zakomunikował dyrektor Pogorzelczyk. W środę Rudnevs ma podpisać z Lechem czteroletni kontrakt. Miał kosztować klub ok. 400 tys. euro. Piłkarz, który na Węgrzech był czołowym napastnikiem, nie pomoże jednak Lechowi w czwartej rundzie kwalifikacji do Ligi Mistrzów lub Ligi Europejskiej. Zagrał bowiem już w tej edycji w Lidze Europejskiej w barwach klubu z Zalaegerszegu. Lech będzie mógł go zgłosić do rozgrywek tylko wtedy, jeśli zakwalifikuje się do fazy grupowej których z rozgrywek. Andrzej Grupa