RUSADA straciła akredytację światowych władz antydopingowych w 2015 roku w związku ze skandalem, w który uwikłanych było ok. tysiąca sportowców, a także trenerów, działaczy i funkcjonariuszy państwowych. 20 września 2018 roku Komitet Wykonawczy WADA podjął decyzję o przywróceniu RUSADA, uzależnioną jednak od kilku warunków - m.in. właśnie udostępnieniem danych i próbek inspektorom WADA do końca minionego roku. Między 17 a 21 grudnia delegacja WADA została wprawdzie wpuszczona do moskiewskiego laboratorium i - jak napisano wówczas w komunikacie - "poczyniono postępy", jednak ostatecznie wyjechała praktycznie z niczym. Dlatego, że strona rosyjska zgłosiła zastrzeżenia dotyczące braku wymaganej miejscowym prawem certyfikacji sprzętu wykorzystywanego przez inspektorów. Organ WADA odpowiedzialny za stwierdzanie zgodności - lub jej braku - przepisów krajowych agencji dopingowych ze standardami światowej centrali (Compliance Review Committee - CRC) zbierze się 14-15 stycznia. - Nikogo nie dziwi, że nie dotrzymano terminu. Najwyższy czas, żeby WADA przestała dać się podchodzić Rosjanom i jak najszybciej uznała jej działanie za niezgodne z wymaganymi standardami - ocenił dyrektor wykonawczy amerykańskiej agencji antydopingowej Travis Tygart. W ubiegłym tygodniu szef RUSADA Jurij Ganus zaapelował o pomoc do prezydenta Władimira Putina. "Stoimy na skraju przepaści. Proszę o ochronę teraźniejszości i przyszłości czystego sportu, obecnego i przyszłych pokoleń sportowców" - napisał. Afera dopingowa w Rosji wybuchła w grudniu 2014 roku, gdy niemiecka stacja telewizyjna ARD wyemitowała dokument "Tajemnice dopingu - Jak Rosja produkuje swoich zwycięzców". Ukazano w nim praktyki tuszowania oraz manipulowania wynikami testów antydopingowych.