Armani zrezygnował z Davida Beckhama, by uczynić z Ronaldo twarz swojej nowej kolekcji. Reklamę Nike, gdzie portugalska gwiazda występuje w nowych, pomarańczowych butach, obejrzało pierwszego dnia w YouTube 2,8 mln osób. Nawet gospodynie domowe nie pozostały obojętne wobec dyskusji nad czerwoną kartką, którą dostał ostatnio za złamanie nosa rywalowi. ZOBACZ JAK RONALDO ŚCIGA SIĘ Z BUGATTI: Kiedy latem stawał się najdroższym i najlepiej opłacanym graczem w historii piłki, światową prasę obiegły zdjęcia z Paris Hilton. W ramionach bogini kiczu 24-letni piłkarz świętował przenosiny z Manchesteru do Madrytu. Każdy nastolatek chciał być na jego miejscu: mieć świat u stóp, z pensją 13 mln euro rocznie. A przecież chłopak startował z biedy, ojciec zaprowadził go do klubu, w którym sprzątał. Zarobki w Realu to jednak tylko 30 procent dochodów Portugalczyka, dla którego nawet tak twardy biznesmen jak Florentino Perez zrobił wyjątek. Podpisując kontrakt z Realem inni galacticos: Figo, Zidane, Beckham i Brazylijczyk Ronaldo musieli zrzec się dla klubu 50 proc. praw do swojego wizerunku. Menedżer Cristiano najdłużej walczył o ten właśnie punkt w umowie. Według niektórych źródeł piłkarz zachował 60 proc., a dziennik "El Pais" podał nawet, że 100 proc. To by znaczyło, że Nike, Banco Espíritu Santo, Coca-Cola, FIFA Street 2, Extra Joss, Fuji, Castrol, Pepe Jeans i Armani co roku przelewają na konto piłkarza 22 mln euro i klub z Madrytu, który wydał na transfer 94 mln, nie ma z tego grosza. Ma jednak nowy, wyrazisty symbol, który już podczas prezentacji zapełnił trybuny Santiago Bernabeu. Padł wtedy rekord frekwencji ustanowiony w Neapolu przez samego Diego Maradonę. Gdy tuż po transferze Portugalczyka Real wyjechał na zgrupowanie do Irlandii, musiał wynająć dwóch ochroniarzy specjalnie dla Ronaldo. Popularność, wykraczająca daleko poza futbol, nie oznacza bynajmniej, że miłość do gwiazdora jest powszechna. Specjaliści od wizerunku dawno odkryli, że tak samo pociągające i dochodowe bywają negatywne uczucia. Udowodnili to Gorge Best, Paul Gascoigne, czy Eric Cantona brzydzący się stereotypem grzecznych chłopców. Wielu ludzi uważa Ronaldo za aroganckiego cwaniaka, co w ogóle mu nie przeszkadza. Przez sześć lat gry w Manchesterze nie dorobił się miłości Old Trafford. 117 goli i 53 asysty mogły sprawić tylko tyle, że fani United tak samo często bywali z niego dumni, jak się za niego wstydzili. Osiągnął szczyty w symulowaniu fauli, na stadionach Premier League był zwykle wrogiem publicznym numer 1, ale cały ten negatywny odbiór mobilizował go i dawał natchnienie ("Kiedy na mnie gwiżdżą, to znaczy, że się mnie boją"). Ronaldo lubi prowokować, choć dziś trudno oddzielić prawdę od pozy. Robi to z wrodzonym talentem, równie wielkim, jak ten do kopania piłki. Na boisku nie czaruje elegancją jak jego idol Luis Figo, nie jest wizjonerem jak Zinedine Zidane, w jego grze wyśrubowane osiągi mocy, dominują nawet nad techniką. Nie porusza się ze zwinnością geparda, raczej z wdziękiem kawalerzysty, który, jeśli nie może dojść do celu sposobem, zdobywa go siłą. Jest jednak piłkarzem wybitnym, nikt nigdy nie kwestionował jego ambicji, profesjonalizmu, poświęcenia i talentu. Znakiem firmowym są rzuty wolne, do których akompaniamentem mogłaby być muzyka z filmu "Gladiator". Kopnięcie z nadludzką mocą sprawia, że nawet jeśli bramkarz zdąży zareagować, piłka powinna wyłamać mu palce. Tężyzna fizyczna, obsesja zwyciężania, a nawet narcyzm są jego sposobem na podbijanie świata. Dużą rolę w całym tym zgiełku wokół Portugalczyka odgrywa męskość ? rzecz jasna też w wersji dla nastolatków. Żeńska część kibiców ożywiała się zwykle dopiero po meczu, gdy piłkarz zdejmował z siebie koszulkę. O jego romansach, czy nocnych wypadach prasa brukowa na Wyspach napisała tomy, samemu Ronaldo nie wydawało się to przeszkadzać. Niedawno, w Hiszpanii chwalił się, że dostarcza już niemal wyłącznie boiskowych emocji. Sytuacja w światowej piłce sprzyja temu, by Portugalczyk nie zmieniał swojej roli. W grzecznego chłopca z sąsiedztwa wcielił się Leo Messi i nie ma potrzeby go dublować. Dochody z reklam Argentyńczyka też nie są małe (20 mln rocznie), on trafia jednak do innego odbiorcy. Największym przeciwieństwem Ronaldo jest chyba Andres Iniesta, ze speców od marketingu totalnie sobie drwiący. Nie ma wątpliwości, że w świecie piłki, Portugalczyk jest najlepszym kandydatem na celebrytę: albo wkurzy, albo olśni, łatwo poznać go po sposobie biegania, dryblowania i kopania, choćby ktoś oglądał jeden mecz w miesiącu. Jeśli więc jeszcze nie kochasz, lub nie nienawidzisz Ronaldo, on cię do tego zmusi. On, albo spolaryzowane przez niego miliony ludzi. CZYTAJ RÓWNIEŻ: Dyskutuj na blogu z Darkiem Wołowskim Czy Cristiano Ronaldo panuje nad sobą?