Zgodnie z dyrektywą Unii Europejskiej w krajach członkowskich obowiązuje całkowity zakaz palenia w lokalach, sklepach czy biurowcach. To jeden z tych przepisów, którego wprowadzenie Francja starała się maksymalnie opóźnić. Jednak od stycznia wszedł w życie doprowadzając do pasji szczególnie mieszkańców Paryża znanych ze słabości do papierosów. Trudno sobie przecież wyobrazić tradycyjną filiżankę małej czarnej do croissanta z konfiturą pomarańczową czy ciastkiem z rodzynkami, bez przysłowiowego dymka. To przecież odwieczny rytuał mieszkańców metropolii nad Sekwaną, którzy rano odwiedzają liczne kafejki upajając się resztkami wolności przed pójściem do pracy. Nie ma problemu, jeśli uda się znaleźć na skraju chodnika wolny stolik z wiklinowym fotelem skierowanym na ulicę. Ona w Paryżu nazywana jest sceną, a obserwowanie przechodniów - najczęściej pędzących do licznych muzeów zagranicznych turystów - to zakorzeniony głęboko nawyk towarzyszący piciu kawy. Gorzej, jeśli jedyne wolne miejsca są w środku ciasnego lokalu, ale i tu paryżanie potrafią sobie poradzić z unijnym zakazem. Zabawny jest widok klientów, którzy przy stolikach w środku specjalnie wychylają się na bok przy zaciąganiu lub wypuszczaniu z ust dymu, by wszystko działo się na zewnątrz. Proszą też o strząśnięcie popiołu do popielniczek "szczęśliwców" siedzących na zewnątrz. W sumie trudno się dziwić, że papieros to najlepszy przyjaciel tych, którzy potrafią przed pójściem do biura wypić lampkę aperitifu. Zresztą jest to tylko przystawka, bowiem wczesnym popołudniem obowiązkowo wychodzą coś przekąsić w porze lunchu, a po pracy ponownie odwiedzają liczne brasserie i bistra, tym razem by zjeść najważniejszy posiłek dnia, czyli kolację. Tu już nie ma mowy o ograniczaniu spożycia alkoholu, więc na okrągłych stolikach pojawiają się lampki czerwonego lub białego wina, kieliszki z koniakiem albo piwo, no i oczywiście obowiązkowo filiżanka kawy. Celebrowaniu kolacji towarzyszy obserwowanie wędrujących wąskim chodnikiem eleganckich paryżanek, które zalotnym strojem potrafią wydobyć atuty kobiecości. Obserwowanie ulicy, czyli sceny, często zakłócają liczne grupki turystów próbujących bezskutecznie zasymilować się z tubylcami. Jak wiadomo paryżanie nie lubią "obcych" i najczęściej traktują ich z nieskrywaną w żaden sposób niechęcią. Nawet koło godziny 23 czy północy widać obok siebie dwa światy, a jedyne co je łączy to fakt, iż nad wszystkimi unosi się gęsty dym papierosowy. Nieliczne patrole policji z dużą dozą dyskrecji obserwują wieczorem zachowanie gości lokali, ale starają się nie zauważać łamania przepisów unijnych w sprawie palenia, bo przecież "Paryż zawsze będzie stolicą świata", jak kiedyś stwierdził Napoleon Bonaparte. Zresztą paryżanie mają także inne wady. Na przykład potrafią stać na skraju wąskiego chodnika i rozmawiać w oczekiwaniu na zielone światło, ale także gdy już się zapali. Uporczywie za to wchodzą na jezdnię, gdy jest czerwone i złoszczą się wtedy na trąbiących kierowców lub posiadaczy skuterów, próbujących ich nerwowo wyminąć. Chodzą dystyngowanym krokiem najczęściej środkiem chodnika, odpalając jednego papierosa od drugiego i rozmawiając dość głośno między sobą lub przez telefony komórkowe. Nie kryją też zdziwienia, gdy ktoś próbuje ich wyprzedzić, nie wpadając przy tym pod koła nadjeżdżających szybko samochodów. Jacques Brel, belgijski bard i kompozytor, który większość życia spędził właśnie w stolicy Francji, przekonywał w jednej z piosenek, że do "les parissienes" trzeba po prostu się przyzwyczaić i zaakceptować ich przywary, bo w końcu "są mieszkańcami najpiękniejszego miasta świata". Z Paryża Tomasz Dobiecki