Stolica Grecji była czwartym "przystankiem" olimpijskim dla najwybitniejszego chodziarza w historii globu. Po pierwszym występie w Barcelonie, w 1992 roku, współczuła mu cała Polska. Pamiętna dyskwalifikacja już w bramie olimpijskiego stadionu zakończyła jego niemal 50-kilometrowy marsz po wydawało się pewny srebrny medal. 99 osób na 100 po takim zdarzeniu nie miałoby ochoty kontynuować sportowej kariery, ale nie Robert. W myśl zasady: "co nas nie zabija, to wzmacnia", Korzeniowski nie załamał się i wytrwale dążył do celu. Trzy lata po wydarzeniach w stolicy Katalonii stanął na najniższym podium mistrzostw świata w Goeteborgu, a w kolejnym roku w Atlancie zdobył swój pierwszy złoty olimpijski medal. Później kolejno trzykrotnie nie miał sobie równych na mistrzostwach świata (Ateny 1997, Edmonton 2001, Paryż 2003), dwukrotnie na mistrzostwach Europy (Budapeszt 1998, Monachium 2002), a swoją klasę potwierdził na igrzyskach w Sydney, gdzie po jego zwyciestwach na 20 i 50 km mogliśmy z dumą dwukrotnie wysłuchać Mazurka Dąbrowskiego. Zwieńczeniem wspaniałej kariery Roberta Korzeniowskiego był triumf w Atenach. Zapytany po zejściu z podium, czy nie warto jeszcze przedłużyć kariery, by przeżywać takie chwile, Robert Korzeniowski odpowiedział: "Fakt, to są niebywałe, niesamowite przeżycia, ale mimo że czuję się znakomicie, zdobywam medale, nie będę kusił losu i uważał, że mój organizm zregeneruje się tak samo, jak parę lat temu. Wiek ma swoje prawa. Mam bardzo dużo pokory wobec czasu i wobec rywali. Wszystko musi mieć swój kres" - wyjaśnił nasz mistrz, który po zakończeniu sportowej kariery chce się poświęcić działalności społecznej. "Nie jestem zainteresowany ani kierowaniem PKOl, ani PZLA. Mam inne plany. Swoje predyspozycje i doświadczenie chciałbym wykorzystać w działalności społecznej tych organizacji" - oświadczył Robert Korzeniowski. Zdobywca czterech złotych olimpijskich medali jest zaskoczony medialną krytyką Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Uważa to za jakąś grę, w którą - bez jego zgody - jest wciągany, a od której dystansuje się. "Do czego ja się nadaję i co chcę robić, sam wiem najlepiej i nie potrzeba mi suflerów" - powiedział Korzeniowski. "Zmasowany atak w mediach na Polski Komitet Olimpijski za nieudany występ w igrzyskach w Atenach jak również krytyka przygotowań do startu pod adresem PKOl jest jakimś totalnym nieporozumieniem. Kto tak ocenia, nie ma pojęcia jaka jest struktura polskiego sportu i kto za co odpowiada" - powiedział Robert Korzeniowski. "Niezadowalające wyniki najliczniejszej, ponad 50-osobowej reprezentacji lekkoatletycznej w Atenach nie są dla nas zaskoczeniem (zespołu, który przygotował program naprawczy) - mówi zgodnie Robert Korzeniowski. - Mamy gotowy program, nad którym pracowaliśmy od stycznia tego roku. Naszą ocenę sytuacji, cele sportowe oraz sposób ich realizacji przedstawimy na konferencji prasowej 15 września w Warszawie. "Oświadczam stanowczo, że na stanowisko prezesa PZLA na pewno nie będę kandydował, natomiast zaangażuję się, tak jak do tej pory, w tworzenie programu, w jego realizację i udzielę poparcia wszystkim, którzy zechcą program naprawy lekkiej atletyki wdrażać" - podkreślił Robert Korzeniowski. Zapraszamy na czata z Robertem Korzeniowskim w INTERIA.PL, który odbędzie się dzisiaj o godz. 12.00