Korzeniowskiego zapytaliśmy czy można porównać emocje jakie towarzyszą oglądaniu lekkoatletyki z emocjami podczas wyścigu kolarskiego? - To trudno porównywać np. w biegu na 100 metrów mamy około 10 sekund emocji i na tym koniec. Wyścig kolarski porównałbym do wielkiego maratonu, ale zasady obowiązujące w tych dyscyplinach są zupełnie różne. W kolarstwie są dyrektorzy poszczególnych grup, są liderzy i ci, którzy na nich pracują, a w lekkoatletyce ma to bardzo rzadko miejsce, chyba że mamy do czynienia z jakimiś zawodami typowo drużynowymi, jednak przeważa indywidualizm. Kolarstwo podziwiam właśnie za pracę grupową, poświęcenie dla lidera, trzymanie się pewnej hierarchii i bezwzględne wykonywanie zadań. I nawet jeżeli mamy czasem wrażenie, że to są ludzie nierozsądni wyrywając się na jakieś ucieczki, one mają sens, ożywiają bowiem wyścig. Jak powiedział mi dzisiaj Węgier Laszlo Bodrogi (Credit Agricole) uwierało go siodełko i chcąc przećwiczyć swoje mięśnie odjechał z peletonu, bo tempo było dla niego za wolne. Wiedział, że nic tą ucieczką nie osiągnie, dlatego potem grzecznie wrócił do peletonu. W tym też była jakaś metoda. Korzeniowski czwarty etap oglądał jadąc z Langiem w samochodzie dyrektora wyścigu. - Traktowałem to jako przywilej. Podziwiałem jak Czesław panował nad wszystkimi elementami logistycznymi. Wspólnie podjęliśmy decyzję, miałem w tym swój udział, bo chodziło, aby wyścig zmieścił się na antenie "jedynki", o skróceniu etapu z czterech do trzech rund w Bydgoszczy. Miałem także okazję przyglądać się lotnym premiom. Podziwiam tych ludzi we Wrześni, Środzie Wielkopolskiej i Śremiu, którzy dla kilkunastu sekund oglądnięcia przejazdu kolarzy są gotowi czekać na nich kilka godzin. Paweł Pieprzyca, Leszno Zobacz GALERIĘ ZDJĘĆ z IV etapu Relacje wideo na żywo można śledzić na portalu INTERIA.PL, a relacje radiowe w RMF FM