Robert Karaś za sobą ma kolejne mordercze wyzwanie. Tym razem triathlonista został rekordzistą świata na dystansie pięciokrotnego Ironmana. W jego trakcie pokonał ponad tysiąc kilometrów, z czego 19 km płynął, 900 km przejechał na rowerze, a 211 km pokonał biegiem. Wszystko to w czasie 67 godzin, 58 minut i 1 sekundy. Sportowiec znany jest ze swojego silnego charakteru, dzięki któremu niejednokrotnie sięgał już po sukcesy i ustanawiał rekordy. Stosunkowo niedawno Karaś związał się ze znaną aktorką - Agnieszką Włodarczyk. Parze w tym roku urodziło się dziecko. Na świat przyszedł ich pierwszy syn o imieniu Milan. To sprawiło, że podejście do ryzyka w sporcie nieco się zmieniło. "Jestem mniej nastawiony na ryzyko. Jak się pojawia lampka "stop", to zauważam ją, kiedyś ją mijałem i leciałem dalej. Jest też dużo lepiej jeśli chodzi o organizację. Wiele osób mnie ostrzegało, że jak pojawi się dziecko na świecie, to skończy się trening, a wcale tak nie jest. Jak jest synek, to robię treningi, kiedy on nam pozwala, także on jest najważniejszy" - powiedział rekordzista świata na antenie programu "Dzień Dobry TVN". Mordercze wyzwanie Roberta Karasia Triathlonista dodał też, że pomimo morderczego wyzwania czuje się dobrze. Jedynym problemem jest stan zapalny w kostkach oraz otarcia. Jego zdaniem, trochę jeszcze potrwa zanim dojdzie do siebie. "Nie mam tak, ze nie chce już wychodzić na trening, tylko nie mogę się doczekać, kiedy wyjdę na ten pierwszy, upragniony trening" - powiedział jeszcze sportowiec. W trakcie bicia rekordu Karasiowi towarzyszyły dodatkowe utrudnienia. Kapryśna bywała bowiem pogoda, a w tym nawet gradobicie. Dodał też, że najprawdopodobniej w czasie biegu doszło przeciążeniowe złamanie stopy, skutkiem czego nie mógł biec w swoich butach. Towarzyszył mu zatem nie tylko dyskomfort, ale przede wszystkim ból. "To były tortury przez kilkanaście godzin" - przyznał triathlonista. AB