- Jeśli sąd uzna, że zatrzymanie było niezasadne, to chapeau bas, ale to się w praktyce prokuratorskiej nie zdarza - zastrzegł. Konrad Piasecki: Lotnisko, kajdanki, noc w areszcie. Pan lubi informacje o takich spektakularnych prokuratorskich zatrzymaniach? Marek Staszak: Nie przepadam. - Jeśli dotyczą Janusza Filipiaka - 36. na liście najbogatszych Polaków, powinny być dokonywane tym łatwiej i efektowniej, czy z większą rozwagą i zastanowieniem? - Mam nadzieję, że żaden prokurator nie sugeruje się tym, czy ma do czynienia z osobą zamożną i znaną czy też przeciwnie z szarym obywatelem, jeśli wolno tak powiedzieć. - Tylko, że każde zatrzymanie za łamanie praw pracowniczych, doprowadzenie do prokuratury w kajdankach i zatrzymanie na noc w areszcie, wydaje się być przekroczeniem granic szaleństwa. - Wymienił pan jeden z zarzutów, który tej osobie został postawiony. Nie tym najważniejszym, ale nie ukrywam, że jeden z zarzutów właśnie w ten sposób brzmi. - Granice szaleństwa w tej sprawie zostały przekroczone? - Nie, to stanowczo za dużo powiedziane. Wszczęliśmy w tej sprawie, a właściwie wszczął postępowanie służbowe w tej sprawie prokurator okręgowy w Krakowie. Po to by wyjaśnić wszystkie wątpliwości w sprawie tego zatrzymania, także jego podstawy. To postępowanie powinno nam dać odpowiedź. - Patrząc na to zatrzymanie, ma pan poczucie dobrze spełnionego zadania? - Jeśli chodzi o prowadzenie postępowania pewnie tak, natomiast jeśli chodzi o samo zatrzymanie i ten spektakularny wydźwięk jaki miał miejsce, to gdyby nie było tych wątpliwości, nie było by postępowania służbowego. Ale nie chcę przesądzać, że było ono całkowicie bezpodstawne. - Gdyby zapytano pana czy zatrzymywać Filipiaka w takim anturażu, zgodziłby się pan? - Musiałbym się głębiej zastanowić. Ten anturaż rzeczywiście niekoniecznie mi odpowiada. - A popełniono w tej sprawie jakieś błędy? Nie dochowano odpowiednich procedur? - Chciałby pan pewnie odpowiedzi na pytanie, na które gdybym odpowiedział, to bym wyprzedził zarówno efekt postępowania służbowego, jak i ewentualne postępowanie sądowe, bo jak mniemam już pewnie złożono zażalenie na zatrzymanie do sądu. Nie wypada mi tego robić. - Ale pan jest przełożonym tych prokuratorów. Ich sukcesy są pańskimi sukcesami, ale ich wpadki są także pańskimi wpadkami. - To prawda. Z tym, że ja jestem przełożonym, ale mam obowiązek trzymania się pewnych procedur. Było by rzeczą wysoce niezręczną, gdybym komentował coś nie znając całości. - Będzie pan za tę sprawę przepraszał? - Nie sądzę bym musiał za tę sprawę przepraszać. Nawet gdyby się okazało, że sytuacja procesowa była niekomfortowa. Od tego są odpowiednie procedury sądowe i jeśli sąd uzna, że to zatrzymanie było bezzasadne, to oczywiście się to w praktyce prokuratorskiej zdarza. - Jeśli minister Ćwiąkalski powie, że to jest wina Marka Staszaka, powinien pan odejść? - Jeśli tak powie, będzie pewnie realizował taki scenariusz. - Zastanawia się pan nad własną dymisją za tę sprawę? - Przyznam szczerze, że nie przyszło mi to do głowy. - W każdym razie sprawa Filipiaka nie ma nic wspólnego z korupcją w polskiej piłce nożnej? - Z korupcją, do której jesteśmy przyzwyczajeni, rzeczywiście nie. Tu chodzi o pomocnictwo przy sfałszowaniu kontraktu piłkarskiego. - Tamto śledztwo, to korupcyjne, ma perspektywy kolejnych zatrzymań i kolejnych przesłuchań? - Sadzę, że tak, aczkolwiek szczegółów nie znam. To są autonomiczne decyzje prokuratorów wrocławskich. - Dotąd w kręgu podejrzanych znalazło się około stu osób. Jak bardzo ta liczba może się zwiększyć, o kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt, czy wręcz kilkaset osób podejrzanych? - Nie jestem w stanie w ten sposób spekulować i nie chciałbym narazić się na śmieszność, gdybym podał cyfrę zbyt wysoką, albo zbyt niską. - Czy prezes Listkiewicz, przyznający się, że dwukrotnie miał korupcyjne oferty i nie zgłaszający tego do prokuratury, może mieć problemy, powinien to zgłosić? - Prezes Listkiewicz niekoniecznie, ponieważ nie jest funkcjonariuszem publicznym w rozumieniu kodeksu karnego. W takiej sytuacji to jest raczej obywatelski obowiązek, ale nie jest to obowiązek prawny, w związku z powyższym, takiego zarzutu w związku z pełnieniem funkcji nie można by mu przedstawić. - To teraz porozmawiajmy o obowiązkach służbowych i obowiązkach prawnych. "Ta sprawa wygląda żenująco" - tak pan mówi o śledztwie dotyczącym Krzysztofa Olewnika. Co się dzieje z prokuratorami, którzy za tę żenadę odpowiadają? - Do tej pory nikt nie poniósł żadnej odpowiedzialności, ani dyscyplinarnej, ani tym bardziej karnej z tytułu jakichkolwiek zaniechań, czy nieprawidłowości. - I nie powinien ponosić nadal? - To jest zupełnie inna sprawa. W tej sprawie toczy się śledztwo, dotyczące właśnie nieprawidłowości i niewątpliwie podstawowymi podmiotami tego śledztwa są prokuratorzy i policjanci, którzy wykonywali czynności procesowe w tej sprawie. - Jak to się dzieje, że ludzie, którzy dopuścili się tak potwornych błędów w śledztwie, nadal pracują w prokuraturze, nadal mają dbać o moje, pańskie, naszych koleżanek i kolegów bezpieczeństwo? - Panie redaktorze, wszystko wymaga sprawdzenia i wina w Polsce musi być zindywidualizowana. - Ale to pan mówi o żenadzie, to pan mówi o wpadkach, o problemach tego śledztwa. Ci ludzie nadal dzisiaj mają ścigać sprawców porwań, sprawców zabójstw. Jak oni będą tak ścigać, jak ścigali w sprawie Olewnika, to ja jestem zaniepokojony. - Pewnie ma pan prawo do takich emocji, ale z drugiej strony nie możemy wyrokować na podstawie tylko stwierdzonego błędu, trzeba jeszcze dojść do tego, czy dana osoba rzeczywiście ten błąd popełniła, poprzez zaniechanie, poprzez lekceważenie swoich obowiązków, czy też przeciwnie, po stronie tego zaniechania była działalność przestępcza. - Pan podejrzewa, że była działalność przestępcza? - Na to pytanie nie chciałbym odpowiadać, bo to byłoby wybieganie przed materiał dowodowy. - To zapytam inaczej: a czy jeśli to były tylko błędy i zaniechania, to ci ludzie będą nadal pracować w prokuraturze? - O tym zdecyduje wówczas sąd dyscyplinarny. - A pańskim zdaniem powinni pracować nadal? - To zależy; na różnym etapie mieliśmy do czynienia z różnymi prokuratorami i teraz błąd, błędowi nie jest równy. Coś, co było dużym zaniechaniem mogłoby powodować w moim przekonaniu usunięcie ze służby, ale jeśli to zaniechanie było mniejszego kalibru, a tam różne błędy występowały, to trudno na podstawie jednej sprawy, być może wpadkowej, niszczyć komuś karierę. - Jeśli prokurator miał anonim, w którym było napisane gdzie jest Olewnik i kto go przetrzymuje i nic nie zrobił z tym, powinien wylecieć z prokuratury? - W każdym razie, wydaje mi się, że byłby to zarzut tego autoramentu, który mógłby powodować taki wniosek rzecznika dyscyplinarnego.