Konrad Piasecki: Panie ministrze, czy eksperyment o nazwie "zagraniczny trener polskiej reprezentacji" dogorywa na naszych oczach? Mirosław Drzewiecki, minister sportu i turystyki: Jest kilku takich trenerów, w związku z tym należałoby spytać, o którego trenera pan pyta. Myślę o Leo Beenhakkerze i reprezentacji piłkarskiej. - Myślę, że to jest akurat niedobry przykład, jeżeli chodzi o ocenę zjawiska "zagraniczny trener w polskiej reprezentacji", dlatego że było dobrze, a teraz jest źle. Teraz jest bardzo źle. Remisujemy ze Słowenią, męczymy się z San Marino. Jedni piłkarze odmawiają gry w reprezentacji, ci, którzy nie odmawiają, piją i molestują tłumaczki. Katastrofa. - Generalnie to jest problem taki, że cały ten związek, cały system jest do przebudowy. Nie do liftingu i lekkiego remontu, tylko do przebudowy. To wszystko jest chore i to jest ostatni przykład, że również na linii trener jest niedobrze, bo cały system nie działa. Powie pan "czas Beenhakkera się skończył"? - Nie jestem od tego, żeby wskazywać, czy Beenhakker dalej powinien pracować, czy nie. Mogę tylko powiedzieć, że Beenhakker jest uznanym autorytetem w świecie trenerów i ma poważanie. Natomiast, jeżeli dzisiaj jest taki problem, jaki jest, to na pewno nie jest przyczyna tylko po stronie Beenhakkera. A jako minister polskiego rządu powie pan, że ci piłkarze, którzy piją i molestują, nie powinni grać w polskiej reprezentacji? - Nie wiem, czy to są do końca prawdziwe informacje. Co do picia to wiemy. Co do molestowania też prawie wiemy. Tak w każdym razie donoszą gazety. - To jest duży znak zapytania. Te same gazety różne rzeczy piszą. Przy piciu się zgadzam. Uważam, że reakcja Beenhakkera była wzorowa, wychowawcza. Mało tego: uważam, że to, co stało się z Borucem, to być może ostatnia godzina wybiła do tego, żeby mu zwrócić uwagę, uratować tego chłopaka, żeby nie zmarnował sobie kariery. Uważa pan, że Borucowi za grę w reprezentacji należy podziękować? - Nie. Uważam, że ukarany musi odbyć karę i musi dostać szansę, bo to jest wielki zawodnik. Jak każdy młody człowiek ma słabą chwilę. A co zrobić z wielkimi działaczami, którzy zasypiają na trawnikach, zawodniczki oskarżają ich o alkoholizm, albo o to, że kompletnie nie interesowali się ich przygotowaniami do igrzysk? - Jeden z tych działaczy, który zasypiał, szczęśliwie sam się podał do dymisji. Ale to jaskółka, która nie uczyniła wiosny. - Tak, ale to nie jest problem tylko tego działacza, który akurat miał tego pecha, że zasnął na trawniku. Podobnie jak w PZPN-ie mówiłem, dzisiaj w związkach sportowych musi nastąpić wielka przebudowa. Ten czas przychodzi nieuchronnie. W ciągu kilku najbliższych miesięcy będziemy mieli inne oblicze polskich związków sportowych. A czy uważa pan, że za to wszystko, co działo się w Pekinie i wokół niego, stanowiskiem powinien też zapłacić prezes PKOl-u? - Nie. To, że pan prezes Sudoł zasnął na trawniku - to są dorośli ludzie. Ale jeśli zawodniczki mówią, że ich związki sportowe zupełnie się nie interesowały ich przygotowaniami, że musiały pływać na pożyczonych kajakach i dopiero na igrzyskach ktoś się zainteresował, że one tam w ogóle są? - To jest zrzeszenie wszystkich związków sportowych. Byłem w Pekinie, byłem w wiosce dwukrotnie, rozmawiałem z zawodnikami i atmosfera w wiosce była bardzo dobra. Na początku i na końcu. Misja olimpijska pierwszy raz nie miała żadnej wpadki technicznej, ona działała bardzo dobrze. Pan mówi "kadencyjność w związkach". A co będzie, jeśli związki powiedzą: "nie przejdzie, panie ministrze"? - Szanuję wybory ludzkie. Jeżeli ktoś uzna, że sobie poradzi bez pieniędzy państwowych, to bardzo proszę. Ale rzeczywiście będzie taki wybór: albo pieniądze państwowe, albo się zgadzacie na nasze warunki? - Wydaje mi się, że nie ma innego wyjścia, bo nie do wszystkich działaczy trafia taka perswazja, że to tak powinno być. Prezydent Stanów Zjednoczonych, prezydent w Polsce, nawet proboszcze mają być kadencyjni. Dobrze, a które sporty uznaje pan za mało znaczące? - Wie pan, to nie jest tak? Bo pan powiedział takie zdanie: koniec z dotowaniem mało znaczących sportów. Zastanawiam się, które sporty są dla pana "nieznaczące"? - Niszowych. Niszowe to są jakie? - A jakie są niszowe, to jest bardzo proste - jak pan zobaczy, ile ludzi uprawia taki sport. Bo jeżeli gdzieś jest powiedzmy 500 tysięcy zawodników w Polsce, to ten nie jest niszowy? Strzelectwo - niszowe? - A jak jest powiedzmy dwustu zawodników to, to nie jest masowy sport. Strzelectwo niszowe, badminton niszowy? - W pewnym sensie tak, ale on nie jest niszowy, bo jest również uprawiany turystycznie, że tak powiem. Zapasy niszowe? - Niszowe. Czyli zapasom by pan zakręcił pieniądze? - Ale ja chcę powiedzieć generalnie, co będziemy wspomagali. Przede wszystkim sporty całego życia, sporty drużynowe, bo to jest oczywiste, ale też sporty, które wskażą młodzi ludzie - to znaczy tam, gdzie młodzi ludzie chcą uprawiać te sporty. Bo ja, jako minister sportu i pewnie pan, jako redaktor byśmy wspólnie wskazywali może inne rzeczy, a ja uszanuję to, co dzisiaj jest klimatem młodych ludzi, co ludzie chcą robić. No dobrze, ale ma pan jakąś taką krótką albo długą listę tych "nic nieznaczących sportów". Trzy takie sporty, panie ministrze? - No wie pan, ja nie chcę nikogo obrażać, ale wie pan, że my dotujemy np. wędkarstwo, szachy, warcaby, brydża sportowego. Jak mówimy o sporcie, to jak się słyszy, że dajemy pieniądze na tego typu zajęcia, to się zastanawiamy czy to sport jeszcze czy nie. A jeszcze kończąc wątek związków sportowych, pański as w rękawie nazywa się Antoni Piechniczek? - Nie, ale proszę czekać spokojnie. On jest pańskim kandydatem na nowego Listkiewicza, czy nie? - Nie, nie, ja nie będę wskazywał kandydata. Natomiast jeżeli pan chciałby się ze mną założyć, że Listkiewicz nie będzie nowym prezesem PZPN- u, to bardzo proszę. Mam dwa zakłady. To będzie trzeci pański zakład, więc już nie będę pana narażał na kolejne koszty, albo bieganie dookoła Pałacu Kultury. - Ja dosyć spokojnie do tego podchodzę. Ale wszystkie zakłady pan cały czas przyjmuje? - Przyjmuję w dalszym ciągu. Wszyscy chętni do zakładu z Mirosławem Drzewieckim mogą się zakładać. Jeszcze chciałem zapytać o taką rzecz. Pan miał nie polecieć na olimpiadę, pan poleciał - ale to już spuśćmy na to zasłonę milczenia - ilu Chińczyków pan załatwił nam do budowy dróg i stadionów? - Wie pan, premier Pawlak teraz wrócił również z Chin, a Chińczycy w tym wydaniu największych firm budowlanych przyjeżdżają 29 do Polski. Ilu robotników chińskich przyjedzie na budowę? - Tyle ile będzie trzeba. A rząd ile - 100, 200, 500 czy 10 tysięcy? - Ja wiem o co panu chodzi. Chińczycy wystartują w przetargach w Polsce na tych samych warunkach, co wszystkie inne firmy. Jeżeli spełnią wszystkie wymogi Unii Europejskiej i polskich przetargów i wygrają te przetargi będą sprowadzali ludzi do pracy. I ilu ich tutaj będzie? - To zależy ile ich będzie potrzeba. Ja chcę powiedzieć tylko tak, że... A ilu ich będzie, pańskim zdaniem? - Ja wczoraj w Krynicy rozmawiałem z przedsiębiorcami i dzisiaj wszyscy wiedzą, że metro było skandalem - to, co zaproponowały firmy, jeżeli chodzi o koszty budowy metra. 10 tysięcy Chińczyków w Polsce? - Jeżeli będzie trzeba, będzie 10. Albo więcej? - To zależy od tego, gdzie wygrają Chińczycy przetargi. Dziękuję bardzo. - Dziękuję.