- Szacunek i wsparcie fanów sprawiło, że zmieniłem zdanie. Jeśli tylko uzyskam zgodę, od razu wrócę do wyścigów - powiedział Ricco dziennikarzom po wyjściu z przesłuchania przed włoską komisją antydopingową. Dodał również, że nie przyznał się do winy. - Nie pamiętam niczego z okresu, kiedy dochodziłem do zdrowia. Bardziej byłem martwy niż żywy. Mówili mi tylko, że to jakiś wirus. Lekarz, który powiedział, że było to w wyniku mojej transfuzji krwi, odpowie za swoje słowa - dodał kolarz, który wcześniej został zawieszony na 20 miesięcy, kiedy podczas Tour de France 2008 znaleziono w jego rzeczach zakazane środki. Ricco niespełna miesiąc temu opuścił szpital, gdzie trafił w stanie ciężkim po tym, jak w warunkach domowych przetoczył sobie krew, którą przetrzymywał w lodówce przez 25 dni. Prezes Włoskiej Federacji Kolarskiej Renato Di Rocco nie ukrywał, że efektem afery będzie dożywotnia dyskwalifikacja, ponieważ chodzi o recydywę dopingową. Włoski Komitet Olimpijski wszczął procedurę dyscyplinarną przeciwko Ricco. Śledztwo w tej sprawie prowadzi również prokuratura w Modenie. Za złamanie prawa antydopingowego grozi mu od trzech miesięcy do trzech lat więzienia. Stan zdrowia kolarza początkowo był krytyczny. Ricco był wschodzącą gwiazdą włoskiego kolarstwa. W 2008 roku zajął drugie miejsce w Giro d'Italia, a dwa miesiące później fantastycznie spisywał się w Tour de France, wygrywając dwa bardzo trudne górskie etapy. Wyścigu jednak nie ukończył - został zatrzymany przez policję przed etapem do Narbonne. W jego bagażach znaleziono lekarstwa, ampułki i strzykawki. We francuskim areszcie Ricco stanowczo twierdził, że nigdy nie stosował zabronionych środków, ale przyznał się do tego, wobec niezbitych dowodów, dwa tygodnie później we Włoszech. Środkiem, który wykryto w jego organizmie, było zmodyfikowane EPO o nazwie CERA, uważane wcześniej za niewykrywalne w standardowych testach krwi.