Francuska gazeta opisała w artykule zatytułowanym "Kłamstwo Armstronga" przedstawia wyniki badań sześciu próbek moczu pobranych od Amerykanina podczas jego pierwszego zwycięstwa w "Wielkiej Pętli" w 1999 roku. Wynika z nich, że kolarz zażywał nielegalną substancję EPO. Ludzie z kolarskiego świata są podzieleni w ocenie wydarzeń. - Od momentu, kiedy kłamstwo zostało ujawnione, mit Armstronga przestał istnieć - ostro wypowiedział się Daniel Baal, były prezes francuskiej federacji kolarskiej. - Wiem, że wielu ludzi, w tym kolarzy wierzy, że Amerykanin jest "czysty", ale teraz zostały przedstawione naukowe dowody i trudno będzie im zaprzeczyć - dodał. W szoku jest Jean-Marie Leblanc, dyrektor Tour de France. - Czuję się zagubiony i rozczarowany, podobnie jak większość ludzi ze świata sportu. Teraz musimy poczekać na to, co ma do powiedzenia sam Armstrong, jego doradcy, lekarze i dopiero wtedy będzie można wyrobić sobie pełną opinię - stwierdził. - Jeśli UCI (Międzynarodowa Unia Kolarska) podejmie śledztwo w tej sprawie, a Lance okaże się winny, to wtedy organizatorzy Tour de France, choć nie wiem jak, mogliby żądać jakiś kar - dodał. W uczciwość Amerykanina nie wierzy także Willy Voet, były fizykoterapeuta Festiny, zamieszany w skandal dopingowy tej grupy z 1998 roku. - Zawsze mówiłem, że Armstrong na początku swojej kariery nie umiał jeździć w górach. Dopiero z czasem posiadł tę umiejętność. A tego nie da się nauczyć - powiedział. - Nigdy nie pracowałem z Armstrongiem, dlatego nie wiem czy zażywał zakazane substancje. Niech mi tylko wyjaśni jedną rzecz, w jaki sposób potrafił wspinać się na l'Alpe d'Huez z prędkością 25 km/h? On mi nigdy nie imponował. Znałem go przed chorobą nowotworową, znałem po niej. To była zupełnie inna osoba - dodał. Voet ma tylko jedną wątpliwość. - Dlaczego "L'Equipe" zdecydowała się ujawnić tę sprawę dopiero teraz? Miesiąc temu pisali o nim, że jest największym kolarzem na świecie, a teraz chcą go zniszczyć" - zastanawia się Voet. Z ostatnim aspektem wypowiedzi Voeta zgadza się były kolarz Raymond Poulidor. - Dlaczego nie cofniemy się do roku 1903 (wtedy ruszył Tour de France)? - pyta. - Armstrong zawsze twierdził, że niczego zakazanego nie brał, ale po tych rewelacjach, nikt już nie wie, co się dzieje - dodał. - Dla mnie jest to trochę dziwne - ujawniać prawdę sześć lat po fakcie. Tym bardziej, że już od ponad trzech lat wiemy jak wykrywać EPO. To zadziwiające, że czekali aż do zakończenia kariery przez Armstronga, żeby ujawnić swoje fakty - dziwi się Richard Virenque, były kolarz, także zamieszany w skandal Festiny z 1998 roku, obecnie m.in. komentator stacji Eurosport. W uczciwość Amerykanina wierzy natomiast Eddy Merckx, czterokrotny zwycięzca Tour de France, a prywatnie przyjaciel Armstronga. - To jest brukowe dziennikarstwo. Armstrong zawsze mi powtarzał, że nigdy nie brał zakazanych substancji. Mając z jednej strony słowo dziennikarza, a z drugiej Lance'a, wierzę Armstrongowi - stwierdził. Wyników testów broni Jacques de Ceaurriz, szef narodowego laboratorium antydopingowego, w którym przeprowadzono badania. - Nie mamy żadnych wątpliwości, co do autentyczności naszych badań - powiedział.