Wszyscy sportowcy szykują się na igrzyska w Londynie, ale mistrzami może zostać niewielu. W pchnięciu kulą będzie jeden. Myśli pan, że będzie nim Amerykanin? Reese Hoffa: - Bardzo bym tego chciał. Oczywiście najbardziej kibicuję sobie (śmiech). Uważam jednak, że najgroźniejszy jest Majewski i nie mówię tego dlatego, że jest pani z Polski. To nie kurtuazja, to prawda. Tomek zawsze w najwyższej formie jest na najważniejszej imprezie w roku. Ma niezwykłą zdolność koncentracji, przystosowania się do panujących warunków i z roku na rok jest coraz lepszy. Czy wpływ na to może mieć również miejsce rozgrywania zawodów? W końcu Londyn jest w tej samej strefie czasowej co Polska. - To, że olimpiada odbywać się będzie w Europie to dobra wiadomość dla wszystkich zawodników. Pekin był trudnym terenem. Przede wszystkim ze względu na pogodę. Ludzie o naszej posturze gorzej znoszą takie temperatury. A w Londynie mam nadzieję na trochę deszczu. Może nie w czasie konkursu, ale idealnie byłoby, gdyby popadało przed. Nie obawia się pan zmiany czasu? - Zdecydowanie nie. Przecież w Europie byłem już nie raz. Poza tym ostatnie trzy tygodnie przed igrzyskami reprezentacja USA spędzi w Birmingham. Tam będziemy się przygotowywać do olimpijskiej rywalizacji. Na razie to nie ma o czym mówić, bo nie mam przecież jeszcze kwalifikacji, a i z tym mogą być problemy. Nie wierzy pan w siebie? - Wręcz przeciwnie. Interesuje mnie tylko najwyższy stopień podium. Nawet na ścianie w mieszkaniu napisałem sobie: "złoto albo nic". Wiadomo jednak jak jest w sporcie - jeden trening, jedno ćwiczenie za dużo, kontuzja i koniec marzeń. Poza tym eliminacje w Stanach są bezlitosne. Nie liczą się wyniki z całego sezonu, a dyspozycja tego konkretnego dnia, kiedy odbywają się kwalifikacje. Można być rekordzistą świata a i tak nie pojechać na olimpiadę. Igrzyska w Londynie to jedyny pana cel na zbliżający się sezon? - Zdecydowanie nie. Bardzo ważna jest dla mnie również Diamentowa Liga. Nie zamierzam jej potraktować ulgowo. W zeszłym roku o jeden punkt okazał się lepszy Kanadyjczyk Dylan Armstrong. Było mi przykro, dlatego tym razem chcę triumfować. A co myśli pan o Niemcu Davidzie Storlu? Zdobył mistrzostwo świata w Daegu, w hali w Stambule sięgnął po srebro. Nie obawia się go pan? - To zawodnik, który ma ogromną przyszłość przed sobą. Ma jeszcze wielkie rezerwy w technice, w obudowie mięśniowej, w sile. Ale nie wierzę w to, że wszystko będzie wygrywał już w najbliższym sezonie. Poza tym igrzyska to całkiem inna impreza niż mistrzostwa świata czy mityngi. On oczywiście będzie się liczył w stawce, ale żeby miał zdobyć złoto? Zobaczymy... Rozmawiała: Marta Pietrewicz