"Leones" przeprowadzili w lecie wiele ciekawych transferów, ale absolutnym hitem było pozyskanie z Sevilli Diego Capela za 3,5 mln euro. Zachęceni udanymi zakupami w Primera Division Lizbończycy postanowili wyłożyć 5 mln euro na Jeffrena Suareza z FC Barcelony. Obydwaj ci zawodnicy są Hiszpanami, mają po 23 lata i grają na skrzydłach, jednak na tym kończą się wszelkie podobieństwa. Jeffren w Barcelonie raczej "był" niż "grał", choć w pewnym stopniu powodowały to liczne kontuzje, a nie całkowity brak zaufania ze strony trenera. Przez trzy sezony Jeffren w lidze uskładał w sumie niespełna 750 minut. Nawet Pep Guardiola, który wydawał się mieć obsesję na punkcie swoich wychowanków, żegnał Jeffrena bez żalu, enigmatycznie stwierdzając, że w tym wieku zawodnik potrzebuje przede wszystkim grać. Nawet jeśli Jeffren ma wielki talent - o co jednak działacze Barcelony chyba niespecjalnie go podejrzewają, bo tego lata próbowali włączyć go do każdej planowanej operacji - to jak na razie nie mógł tego okazać. Zupełnie inaczej niż Diego Capel. Długowłosy skrzydłowy w Sevilli regularnie zaczął występować już w sezonie 2007/08, do składu wdarł się przebojem, przez cztery lata na boiskach Primera Division wybiegał ponad 5500. Nie był przez ten czas bezdyskusyjnym graczem pierwszej jedenastki - rywalizował z bardziej uniwersalnymi, mogącymi grać na kilku pozycjach: Diego Perottim, sprzedanym do Barcelony Adriano, czy tragicznie zmarłym Antonio Puertą. Ale swój wkład w sukcesy osiągane przez Sevillę w tamtych latach - m.in. dwukrotny triumf w istniejącym wtedy Pucharze UEFA i dwukrotny w Copa del Rey - Capel miał nie mniejszy, niż jego konkurenci na pozycji lewego skrzydłowego. Na pożegnalnej konferencji prasowej ze łzami w oczach wspominał bramkę zdobytą przed rokiem w zwycięskim finale Pucharu Króla. Zarówno Jeffren jak i Capel występowali w różnych kategoriach młodzieżowych reprezentacji Hiszpanii, ale tylko zawodnik Sevilli doczekał się powołania do dorosłej kadry. W "normalnych" warunkach sprawdzony, doświadczony Capel byłby o wiele droższy od swojego rówieśnika z Barcelony, będącego wielką niewiadomą, ale sportowe triumfy "Dumy Katalonii" zaburzyły nawet prawa rynku transferowego. Jeszcze przed rokiem Sevilla, słynąca ze szkolenia wspaniałych skrzydłowych, mogła sprzedać przebojowego Capela za kilkanaście milionów euro, teraz oddała go za pół darmo, bo jej europejskie sukcesy już się przedawniły. Natomiast mitologizowana przez będącą na szczycie Barcelonę "filozofia" stawiania na wychowanków sprawiła, że zawodnik ukształtowany w katalońskiej "La Masii" błyskawicznie nabiera wartości, choćby w "więcej niż klubie" pełnił jedynie rolę "bardziej niż poślednią". Nie można nie doceniać wkładu w zwycięstwa Barcelony wniesionego przez wprowadzonych do składu za ery Guardioli Pedro Rodrigueza, Sergio Busquetsa czy nawet oddanego już AS Romie Bojana Krkica, ale trener "Blaugrany" zdawał się wierzyć, że co roku będzie mógł wyciągać ze szkółki dwóch czy trzech zawodników, którzy natychmiast zrobią zawrotną karierę. Jeszcze w ubiegłym sezonie Pep mógł ufać, że wychowankowie zapewnią mu wystarczające rezerwy do masowego sięgania po tytuły. Spragnieni występów Bojan czy Jeffren mieli zmuszać graczy pierwszego składu do maksymalnej koncentracji. Tymczasem gdy David Villa i Pedro złapali dramatyczny kryzys formy, w praktyce nie było ich kim zastąpić. Trudy prowadzonych na trzech frontach zmagań ujawniły, że poobsadzana wychowankami ławka rezerwowych Barcelony nie daje szkoleniowcowi większych możliwości manewru. Dlatego Guardiola, być może najszybciej uczący się na własnych błędach trener na świecie - co wcześniej pokazały już krótkie przygody w Barcelonie Dymytro Czyhryńskiego czy Zlatana Ibrahimovicia - zapragnął wzmacniać zarówno pierwszą jedenastkę, jak i ławkę rezerwowych kosztem innych klubów. Przybył już Alexis Sanchez, tylko z braku gotówki zabraknie lidera Villarrealu, Giuseppe Rossiego (Barcelona sięgnie pewnie po niego za rok), na dniach rozstrzygnie się transfer Cesca Fabregasa. Głębsze rezerwy miały uzupełnić największe odkrycia sezonu w Primera Division - lewy obrońca Sportingu Gijon Jose Angel, lewy skrzydłowy Realu Sociedad Antoine Griezmann i prawy pomocnik Herculesa Alicante Kiko Femenia. Ostatecznie Barca uwiodła tylko tego ostatniego, bo Angel i Griezmann woleli grać gdzie indziej, niż z ławki rezerwowych podziwiać na boisku Pedro, Villę czy Erica Abilda. Guardiola zmienił jeśli nie całą "filozofię", to przynajmniej nastawienie - wychowanek przestał być dla niego obiektem kultu i wartością samą w sobie. Trener Barcy zdobył dowód na to, że sprzedawania absolwentów "La Masii" może być bardzo dochodowym zajęciem, skoro przesiadujący na ławce rezerwowych lub w gabinetach lekarzy Jeffren droższy jest od ocierającego się o reprezentację, cenionego w Sevilli Diego Capela. Najzdolniejsi wychowankowie - jak Thiago Alcantara - z pewnością pozostaną w klubie, ale słabsi mogą stać się popularnym towarem eksportowym. W całej historii najbardziej nie popisali się szefowie Sevilli. Urodzony w Andaluzji Capel w dzieciństwie zaliczył krótki epizod w Barcelonie, ale szybko wrócił w rodzinne strony. Gdyby jednak prezydent Sevilli Jose del Nido oświadczył, że Capel nosi w sobie choćby śmieciowy fragment "DNA Barcelony", jego wartość skoczyłaby w okolice 20 mln euro.