28 lutego wydaje się datą największego ryzyka. Tego dnia odradzający się Juventus Turyn przybędzie na San Siro, gdzie ze swoimi byłymi kibicami spotka się 33-letni już prawie Andrea Pirlo. Przenosiny weterana z Mediolanu do Turynu były niespodziewanie akurat tym transferem, który zmienił oblicze Serie A w największym stopniu. Po dekadzie w AC Milan genialny pomocnik udowadnia, że wciąż rozumie tajniki gry lepiej od innych. Imponująca jest gra całego Juventusu. Od porażki Manchesteru City z Chelsea w połowie grudnia, klub z Turynu pozostał jedynym niepokonanym w pięciu największych ligach Europy. Zaskakujące jest jednak to, że 20 spotkań bez porażki pozwoliły mu wypracować w tabeli minimalną różnicę. Broniący tytułu Milan przegrał już trzy razy ma jednak ledwie punkt straty. Nawet Inter Mediolan, który przegrał aż siedem spotkań, wciąż utrzymuje się w grze o tytuł (dziewięć punktów straty do Juve). A przecież siedem porażek ma też Cagliari broniące się przed spadkiem. Przypadek Juve nie jest może najbardziej szokujący. W Ligue 1 Lille i Lyon sąsiadują ze sobą w tabeli, choć obrońca tytułu przegrał zaledwie dwa razy (najmniej w lidze), a Olympique aż siedem. Przykładem jak bardzo opłaca się bezkompromisowość jest Bayern Monachium. Wielki faworyt Bundesligi poniósł w tym sezonie pięć porażek, ale wciąż utrzymuje się na szczycie. To samo dotyczy Schalke, które też pozwoliło pokonać się pięć razy, więcej niż siódmy w tabeli Hannover, wyprzedza go jednak aż o 13 pkt. W Premier League można wskazać Arsenal, jako ten, który najbardziej zyskuje na bezkompromisowości. Drużyna Arsene'a Wengere'a przegrała w tym sezonie osiem razy, tyle co walcząca o utrzymanie Swensea, tymczasem zajmuje w tabeli wysokie piąte miejsce. Krok od strefy Ligi Mistrzów. Unikanie remisów jak ognia służy także bardzo Realowi Madryt. Barcelona przegrała w tym sezonie tylko jeden mecz, drużyna Jose Mourinho dwa, a jednak między liderem i Katalończykami jest siedem punktów różnicy. Szanse na czwarty z kolei tytuł mistrza Hiszpanii drużynie Pepa Guardioli rozpływają się w remisach. A przecież przez trzy lata był to zespół bezkompromisowy. Jak widać jednak wielkie sukcesy stępiają głód zwycięstw. W głowach piłkarzy pojawia się minimalizm zawarty w słowach: "nie przegraliśmy". Nie przegrali pojedynczego meczu, ale przegrywają coś istotniejszego - batalię o tytuł. Jak to się ma jednak do Juventusu, który walczy o swoje pierwsze mistrzostwo od 2003 roku? Być może, żeby je zdobyć, będzie musiał w końcówce sezonu częściej ryzykować? Jedna z najstarszych maksym futbolowych mówiła, że jeśli meczu nie da się wygrać, trzeba umieć go zremisować. A recepta na mistrzostwo zalecała zwycięstwo u siebie i remis na wyjeździe. Dziś drużyna zdobywająca regularnie cztery punkty w dwóch kolejkach nie byłaby liderem żadnej z pięciu największych lig na kontynencie. W Anglii zajmowałaby dopiero czwarte miejsce. Futbol się zmienił, różnica miedzy potentatami i maluczkimi wzrosła. Najdobitniej widać to w Hiszpanii, ale nawet w Premier League liderujące City i piąty Arsenal dzieli przepaść 18 punktów. Wśród potęg coraz mniej jest miejsca dla kunktatorów uwielbiających wyczekiwanie na okazję do kontry. Mistrzem nie można zostać nie podejmując ryzyka. Myśląc o najwyższych celach trzeba za wszelką cenę wygrywać, remis traktując niemal tak samo jak porażkę. Jak widać jednak nie wszyscy chcą takie podejście zaakceptować. Dyskutuj na blogu Darka Wołowskiego