Bibrzycka zdobyła w tym spotkaniu 19 punktów. Blisko najlepszego wyniku było także w asystach. - Wykonałam 5 końcowych podań, ale wcześniej miałam już 6. Staram się. Gdy nie wychodzi rzut, nagrywam partnerkom. Ale to nie koniec rekordów... 38 minut spędzonych na boisku. Wyszłam w pierwszej piątce i grałam najdłużej - powiedziała Bibrzycka na łamach "Przeglądu Sportowego". Szkoleniowiec "Srebrnych Gwiazd" Dee Brown dał szansę gry Bibrzyckiej od początku spotkania, ponieważ kontuzji nabawiła się Marie Ferdinand. - Rzeczywiście, Marie ułatwiła mi zadanie. Chyba udowodniłam, że moje miejsce jest na parkiecie, a nie ławce rezerwowych - stwierdziła koszykarka. - Rywalki biją, łapią... a gwizdków nie słychać. W życiu się z czymś takim nie spotkałam. Za to amerykańskie gwiazdy są pod ochroną. Już się przyzwyczaiłam. Kiedy mam pozycję, rzucam nie wchodzę. Przeciw Connecticut trafiłam 4 trójki na 6 prób - dodała Bibrzycka.