Hiszpan nie wystąpił w Wimbledonie oficjalnie z powodu kontuzji kolana, natomiast jak mówią plotki z powodu rozwodu rodziców. Tym samym nie mógł bronić tytułu wywalczonego przed rokiem, gdy w finale pokonał właśnie Szwajcara. Do tego momentu Federer w Wielkim Szlemie przegrywał z Nadalem tylko na kortach ziemnych. Zeszłoroczny Wimbledon to zmienił. W styczniu obaj wielcy rywale doszli do finału Australian Open i tam również lepszy był tenisista z Majorki. Po meczu doszło do znamiennego wydarzenia. Szwajcar nie wytrzymał napięcia i przemawiając do kibiców najzwyczajniej w świecie się popłakał. Napisałem wtedy, że chyba zdał sobie sprawę, iż jego kolejne wielkoszlemowe triumfy stoją pod znakiem zapytania. Bo nawet, jak w Melbourne, uda mu się dojść do finału, to po drugiej stronie siatki będzie stał Rafael Nadal. Młodszy, silniejszy, a tenisowo też już wyśmienity. Do tego potrafiący grać z Federerem, bo bilans ich bezpośrednich meczów jest dla niego korzystny (13-7). Sytuacja zmieniła się podczas tegorocznego Rolanda Garrosa. Niepokonany w tym turnieju od czasu debiutu Hiszpan uległ w czwartej rundzie Robinowi Soederlingowi. To otworzyło szansę przed Szwajcarem, z której skwapliwie wykorzystał, w finale nie pozostawiając złudzeń Szwedowi. Federer wygrał swój pierwszy wielkoszlemowy turniej w Paryżu, zrównując się w ilości zwycięstw w największych turniejach z Amerykaninem Pete'em Samprasem. Gdy przed Wimbledonem okazało się, że Nadal nie zagra, faworyt mógł być tylko jeden. I nie zawiódł, choć Andy Roddick postawił przed nim wysoko poprzeczkę. Ostatecznie tenisista z Bazylei wygrał 5:7, 7:6 (8-6), 7:6 (7-5), 3:6, 16:14. ZOBACZ OSTATNI GEM MECZU: Może finał 2009 nie był tak niesamowity, jak zeszłoroczny, który uznano za najlepszy w historii, ale niewiele mu do niego brakowało. Były przecież zwroty akcji, jak w tie-breaku drugiego seta, gdy Amerykanin prowadził 6-2, by przegrać 6-8 czy 17. gemie piątej partii, kiedy Szwajcar obronił dwa break pointy. Do historii zapisał się też ostatni set, który trwał rekordowe 95 minut. Do tego dochodzi fakt, że Roddick w całym spotkaniu, trwającym przecież ponad cztery godziny, tylko raz przegrał podanie, na swoje nieszczęście miało to miejsce w decydującym momencie. - Sport, tenis jest czasami okrutny - przyznał Federer. - Andy grał wspaniale. To było frustrujące, bo prawie do samego końca nie byłem w stanie go przełamać. Satysfakcja jest więc może nawet większa, gdyż w ogóle nie mogłem kontrolować meczu - dodał. O jakości spotkania świadczą statystyki. Szwajcar zaserwował w niedzielę nieprawdopodobną liczbę 50 asów (rywal 27), miał także 107 (licząc z serwisem), wygrywających piłek, przy 74 Amerykanina, zdobył 223 punkty, Roddick 10 mniej. Zawsze się jednak znajdą malkontenci, którzy będą umniejszać sukces Szwajcara, właśnie z powodu nieobecności Nadala. - Nie uważam, żeby mieli rację. W tenisie takie rzeczy się zdarzają. Oczywiście, chciałbym się z nim jeszcze raz spotkać. To smutne, że nie miał okazji, aby tutaj powalczyć - powiedział Federer, który po Wimbledonie wrócił także na pozycję numer jeden w rankingu ATP. Od sierpnia zeszłego roku zajmował ją Hiszpan. Część wątpliwości powinna się wyjaśnić podczas US Open, ostatniego w tym roku turnieju wielkoszlemowego. W nim powinni zagrać obaj wielcy tenisiści. Można więc będzie liczyć na wielkie emocje, a nam nie pozostaje nic innego, jak czekać na finał Federer - Nadal. Czytaj także: Roger Federer wygrał Wimbledon Kariera Federera zatoczyła koło Wimbledon decenił Roddicka On jest największy w historii Federer wrócił na szczyt rankingu