W efekcie Marczewski doznał urazu nosa. - Pierwszy raz minąłem równik w oficjalnych zawodach i mogę pokusić się jedynie o stwierdzenie, że na regaty tego typu nie można się przygotować. Trzeba to przeżyć i odczuć na własnej skórze. Ocean skutecznie weryfikuje wszelkie nasze wcześniejsze wyobrażenia - powiedział mieszkający w Gdyni Marczewski. Od samego startu z francuskiego Hawru, w drodze do Brazylii, w czołówce klasyfikacji jachtów IMOCA Open 60 panuje ścisk. Zmiany na prowadzeniu są bardzo częste. W środę wieczorem liderem był francuski duet Francois Gabart i Michel Desjoyeaux, który nieznacznie wyprzedzał rodaków Vincenta Riou i Jeana Le Cama oraz Jeremie Beyou i Christophera Pratta. W ubiegłym tygodniu polscy żeglarze użyli dużego genakera. - Warunki były sprzyjające i tym samym pojawiła się duża szansa, aby skutecznie gonić czołówkę. Niestety, genaker nie wytrzymał jednego ze szkwałów i obecnie na pokładzie mamy o jeden żagiel mniej. Ale radzimy sobie całkiem dobrze z mniejszymi - poinformował gdańszczanin Gutkowski. Tymczasem do mety 11. edycji atlantyckich regat Transat Jacques Vabre dotarły już dwie najszybsze jednostki w stawce 38 jachtów (cztery wycofały się) rywalizujących w czterech klasach. Minionej niedzieli Francuzi Sebastien Josse i Charles Caudrelier jako pierwsi świętowali zwycięstwo. Szlak kawowy z Hawru do Itajai (teoretyczny dystans 5450 mil) pokonali 70-stopowym trimaranem "Edmond de Rothschild" w 11 dni 5 godzin 3 minuty i 54 sekundy. Polscy żeglarze, którzy są obecnie na ósmej pozycji w swej klasie, powinni dopłynąć do mety za niespełna tydzień.