Do 64. min piłkarzom z Mestalla mogło się wydawać, że całkowicie panują nad wydarzeniami na boisku. Rozgrywali piłkę na połowie Schalke zachowując cnotę cierpliwości w dążeniu do zdobycia drugiej bramki. Druga bramka w pierwszym meczu 1/8 finału Champions League oczywiście padła, tyle, że zdobył ją Raul Gonzalez. Były piłkarz Realu świętował z furią jakby uciszył nie Mestalla, ale Camp Nou. Żegnali go z nutką hipokryzji Kiedy latem ubiegłego roku opuszczał Real, Hiszpania żegnała starego mistrza z nutką hipokryzji. Nie wypadało tego mówić głośno, ale zdaniem większości fanów kariera 33-letniej megagwiazdy znalazła się na samym dole równy pochyłej. Nikt przy zdrowych zmysłach nie porzucałby przecież najbardziej utytułowanego klubu na świecie, dla jakiejś średniej, niemieckiej drużyny. Chyba, że nie miałby w nim absolutnie nic do roboty. Hiszpania pożegnała grzecznie i bez żalu starego gracza wielbiąc nowych bohaterów. Mistrzowie świata i Europy zawładnęli wyobraźnią mas, Raul był raczej symbolem minionych lat, kiedy drużyna narodowa dawała głównie powody do płaczu. Schalke, które nie błyszczy w Bundeslidze, nikogo przesadnie nie podnieca, a gole 33-letniego napastnika traktowano w rodzinnym kraju niemal jak ciekawostkę przyrodniczą. Tymczasem Valencia przeżywała dni chwały. W ośmiu ostatnich kolejkach Primera Division zdobyła tyle punktów ile Barcelona (22), więcej niż Real Madryt awansując na trzecie miejsce w ligowej tabeli. Byli tacy, którzy dostrzegli w Unaiu Emerym kontynuatora dzieła Hectora Cupera i Rafaela Beniteza. Jaką krzywdę mógł mu zrobić dziesiąty zespół w Bundeslidze? Gracze Unaia Emery'ego zapomnieli jednak, że Liga Mistrzów kocha Raula. I to ze wzajemnością. W swoim 139. meczu w Pucharze Europy zdobył 69. gola. Poprawił własny rekord strzelecki i wyrównał rekord występów Paolo Maldiniego. Piłkarz zbiera dziś hołdy tych, którzy w niego wierzyli i tych, którzy mieli go za emeryta. Prasa hiszpańska pisze z nutką żalu, niemiecka wpada w ton euforyczny nad tym, co w Lidze Mistrzów jest czymś najnormalniejszym na świecie. Raul gra, Raul strzela. Tak było zawsze, dlaczego miałoby się coś zmieniać? Z pięściami na 60-latka Były gracz Realu był bohaterem pozytywnym wtorku w Champions League, tak jak pół roku młodszy Gennaro Gattuso negatywnym. Przez 15 lat kariery pomocnik Milanu zdobył w rozgrywkach pucharowych cztery gole, ale i on miał swoich gorących zwolenników, jako ucieleśnienie ducha walki niezbędnego do osiągania najwyższych celów. Wczoraj porwał się z pięściami na człowieka dobijającego sześćdziesiątki. Już jako piłkarz Joe Jordan popisywał się brakiem przednich zębów, jako asystent Harry'ego Redknappa mógł co najwyżej stracić sztuczną szczękę. Agresja Gattuso skierowana przeciw asystentowi trenera Tottenhamu była najbardziej nieszczęśliwym przejawem bezsilności Milanu wobec szybkości Anglików. Gattuso dorównał tylko Flamini, który wślizgiem wyprostowanymi nogami wysłał Corlukę do szpitala. Geniusz Robinho, Ibrahimovica i Pato sprowadził się wczoraj praktycznie do zera. Obie szanse na gola dla gospodarzy zdarzyły się po dośrodkowaniach i główkach kolumbijskiego stopera Mario Yepesa. W przerwie Redknapp nakazał swoim graczom, by jak najczęściej podawali piłkę Aaronowi Lennonowi. Jego spryt i szybkość okazały się mordercze dla Milanu. Siedmiokrotnego triumfatora Pucharu Europy czeka za trzy tygodnie wyzwanie trzy razy cięższe niż Valencię. Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim!