Domżała i Marton byli rewelacją pierwszego dnia. Później z powodu awarii auta omal nie wycofali się z rajdu. Udało im się dojechać do mety, ale szansę na wysokie miejsce w klasyfikacji końcowej stracili. We wtorek odzyskali wysokie tempo, a w środę byli bliscy zwycięstwa. Przegrali zaledwie o 19 sekund z Amerykaninem Mitchellem Guthrie, chociaż na trasie mieli trochę problemów. - Przed pierwszą neutralizacją mieliśmy bardzo nerwową końcówkę odcinka, bo doszliśmy ciężarówkę, która nie chciała nas ze 20 kilometrów puścić. Jechaliśmy w kurzu i podczas przekraczanie jednej z wyschniętych rzek uderzyliśmy w duży kamień. Pękła felga, ale udało nam się dojechać do neutralizacji, gdzie ją wymieniliśmy - opisuje Marton. - Potem z kolei w kurzu jechaliśmy za innymi zawodnikami z naszej klasy, ale to już nie ich wina, bo nie mogliśmy się nawet do nich zbliżyć, żeby spróbować wyprzedzania. Sytuacja się powtórzyła i znowu mieliśmy kapcia. Zostaliśmy bez kół zapasowych i ostatnie 160 kilometrów odcinka przejechaliśmy bardzo ostrożnie, bo gdybyśmy złapali trzeciego, to pewnie jeszcze byśmy stali na trasie - podkreślił. Największym pechowcem w polskiej ekipie był w środę Tomiczek. Motocyklista Orlen Teamu rozpoczął dzień bardzo dobrze, przez moment zajmował nawet ósme miejsce, ale na 350. kilometrze uderzył w kamień i upadł na plecy. Po chwili się pozbierał, ale był bardzo poobijany i już wolno dojechał do mety. - Na szczęście nie ma złamań, ale mam bardzo duży krwiak na plecach. Nie wiem, czy jutro będę w stanie się ruszać. Nie wiem też, czy lekarz mi pozwoli na start. Zobaczymy rano - powiedział. - Jeśli będę miał utrudnione ruchy, to nie będę ryzykował kolejnego wypadku - powiedział. - Pierwszą część etapu jechało mi się bardzo dobrze, stąd też dobry czas. Potem było trochę trudnej nawigacji, dogoniła mnie duża grupa zawodników i postanowiłem, że ich przepuszczę i pojadę dalej swoim tempem. Wszystko szło bardzo dobrze, ale niestety na 350. kilometrze zaliczyłem bardzo poważną wywrotkę. Trafiłem na kamień ukryty w piachu i wyrzuciło mnie w górę. Leciałem na głowę, ale jakimś cudem udało mi się w ostatniej chwili odwrócić i upadłem na plecy - opisuje. - Jakoś dałem radę się pozbierać i chociaż długo nie mogłem ruszać nogą, to powoli dotoczyłem się do mety. Na szczęście, z tego co udało się sprawdzić, żadnych złamań nie ma. Mam po prostu ogromny krwiak na plecach. Jutro podejmę decyzję, czy będę jechał dalej. Zobaczymy jak się będę czuł, poza tym jeszcze obejrzy mnie lekarz - dodał. - Tu nawet nie chodzi o to, że boli, po prostu krwiak jest na nerkach i jeśli będę miał utrudnione ruchy, to dla własnego bezpieczeństwa zrezygnuję. Bo jak nie da się w pełni kontrolować motocykla, to bardzo łatwo o wypadek. Nie chciałbym poprawić drugą wywrotką - zapewnił. Obecnie Tomiczek zajmuje 26. miejsce w klasyfikacji generalnej. Kolejny solidny występ zaliczył jego partner z Orlen Teamu Maciej Giemza, który był 24. Trzeci z polskich motocyklistów startujących w Dakarze Krzysztof Jarmuż jest zadowolony z szóstej pozycji w kategorii bez pomocy technicznej Oryginal By Motul. - Dzisiaj był moim zdaniem najtrudniejszy etap. Było trochę dróg piaszczystych, ale także takich ciężkich kamieni, po których nie da się szybko jechać. Najważniejsze, żeby dojeżdżać i ja jak na razie z powodzeniem stosuje tę taktykę. Tylko synowie, pięcioletni Antek i o sześć lat starszy Olek mnie ochrzaniają, że za wolno jadę - mówił z uśmiechem Jarmuż. Najsłabsze jak dotąd, szóste miejsce na etapie zajął jadący quadem Rafał Sonik. Także on miał jednak problemy z połamanymi felgami. W klasyfikacji generalnej jest czwarty. Po świetnym drugim miejscu we wtorek, tym razem ósmy był Jakub Przygoński w Mini. - Wczoraj jechaliśmy z dalszej pozycji, przez co łatwiej było dochodzić rywali. Dzisiaj wystartowaliśmy jako druga załoga i musieliśmy czyścić trasę z kamieni, nie było też za dużo śladów, a kierowcy za nami byli bardzo mocni i nas dochodzili. Myślę, że w czwartek sytuacja się odwróci - przypuszcza czwarty zawodnik ubiegłorocznego Dakaru, który przez awarię skrzyni biegów na pierwszym etapie nie ma już szans na wysokie miejsce w klasyfikacji końcowej. Środowy etap prowadził z Neom do Al-Ula. Kierowcy pokonali 676 kilometrów, z czego 453 to odcinek specjalny. W czwartek czeka ich jazda do Ha’il. To 563 km, a oes stanowi 353. Z Al-Ula - Kryspin Dworak