W ostatnich tygodniach 2011 roku to temat numer jeden w polskim kolarstwie. Rafał Majka już na początku kariery otrzymał szansę, jakiej nigdy nie dostanie większość uznanych kolarzy światowego peletonu. Samo wyznaczenie Polaka na lidera tak silnej ekipy w jednym z trzech wielkich tourów, było sensacją. Zwłaszcza, że zwycięzcą tegorocznego Giro jest lider Saxo Banku, najlepszy kolarz świata, Alberto Contador. INTERIA.PL: Rozumiem, że plan na Giro jest taki: z każdym dniem dochodzi pan do optymalnej formy. W Cortinie wygrywa etap, a w przedostatnim dniu triumfuje na słynnym Stelvio z wystarczającą przewagą, by obronić różową koszulkę podczas czasówki? Rafał Majka: (śmiech)... Byłoby super mieć taki plan. Ustalenia są takie, że mam być liderem grupy i uważam, że miejsce w pierwszej dziesiątce-piętnastce jest realne. Nic więcej nie mogę teraz powiedzieć, bo jestem młodym zawodnikiem, a Giro to bardzo ciężki wyścig. Fausto Coppi wygrywał Giro w wieku 20 lat, ale było to ponad 70 lat temu. W dzisiejszym kolarstwie rządzą twardziele po trzydziestce. - Dokładnie. Weźmy przykład Cadela Evansa - wygrał w tym roku Tour de France będąc w wieku 34 lat. Armstrong odnosił kolejne sukcesy, gdy był po trzydziestce. Sam Alberto Contador wygrał swoją pierwszą Wielką Pętlę mając 25 lat. Mam więc jeszcze trochę czasu. Jak to jest być w jednym zespole z najlepszym kolarzem świata? Contador to dla pana po prostu Alberto, który czasem przywiezie bidon czy El Pistolero, gwiazda sportu i showbiznesu? - To normalny człowiek. Pewnie, że jest jednym z najlepszych kolarzy na świecie i trzeba na niego pracować, bo jak już jedzie, to tylko po to, aby wygrywać. Ale jako kolega, jest bardzo miły i przyjazny. Jednak ze świątecznymi życzeniami nie dzwonicie do siebie? - Nie, ale to normalne w peletonie. Pomiędzy zawodnikami nie ma takiego zwyczaju. Ja dzwonię tylko do Jarka Marycza, jak to Polak z Polakiem. Pewnie, że jak wyjeżdżaliśmy z ostatniego zgrupowania naszego zespołu w Izraelu, to przy obiedzie padły życzenia wszystkiego najlepszego dla wszystkich, ale o zażyłości wśród zawodników mówić nie można. Za Contadorem ciągnie się podejrzenie o stosowanie dopingu. W styczniu Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu wyda wyrok. Dla sponsorów nie jest to sprawa bez znaczenia. Odczuwacie to w jakiś sposób? - Nie. Atmosfera w zespole jest taka, jakby nic się nie stało i w tym temacie nic się nie zmieni. Każdy robi to, co do niego należy. Zaczynał pan pod okiem Zbigniewa Klęka w WLKS Krakus BBC Czaja Swoszowice. Przyzna pan, że u nas kolarstwo to nietypowy pomysł na uprawianie sportu... - No tak. U nas to tylko piłka nożna... Nie tak, jak we Włoszech, gdzie kolarstwo jest niemal równie popularne, jak futbol. Ale według mnie z biegiem czasu będzie się to zmieniać. Jak pan oceni polskie kolarstwo? Z jednej strony jest TdP i coraz więcej naszych zawodników w ProTeams, a z drugiej w przyszłym sezonie nie będzie ani jednej polskiej grupy nawet w drugiej dywizji. - Co do Tour de Pologne, to muszę przyznać, że jest bardzo dobrze zorganizowany. Począwszy od hoteli, a kończąc na drogach, po których jadą kolarze. Z drugiej strony, rzeczywiście brakuje nam ekip Pro-Conti, w których nasi młodzi zwodnicy dostawaliby szansę. Ja dostałem ją za granicą i sam dobrze wiem, że nie jest łatwo. Wyjechałem mając osiemnaście lat, jeszcze zanim skończyłem szkołę. Przez trzy lata ścigałem się w grupie Petroli Firenze i w tym czasie rzadko bywałem w domu, brakowało mi rodziny, bo wiadomo, jak potrzebne jest wsparcie. Do uprawiania kolarstwa potrzeba dużo wytrwałości i cierpliwości. Nie mogę pójść na imprezę, bo rano mam trening i nieważne: śnieg, czy deszcz, muszę wsiąść na rower. Potem jeszcze siłownia i czas dla siebie mam dopiero około dziewiętnastej.