"Nie marzyłem i jeszcze nie marzę o zawodowstwie, chociaż byłem kuszony. Ale też się nie zarzekam i nie mówię nigdy, bo w życiu różnie bywa. Może jak się jeszcze nie wypalę, zastanowię się nad zmianą statusu, ale póki co bardziej cenię sobie krzewienie ruchu olimpijskiego i wartości olimpizmu" - powiedział Kaczor. Jak zaznaczył, zawodowe walki z pewnością poprawiłyby jego budżet domowy, jednak - jego zdaniem - pieniądz to nie wszystko. On jest ważny i potrzebny, ale można też zarabiać w inny sposób. "Oczywiste jest, że nie da się żyć tylko powietrzem, a ja mam jeszcze rodzinę: żonę Amelię i synka, 7-letniego Fabiana. Boks amatorski wielkich profitów nie przynosi, ale może dawać satysfakcję" - dodał. Wspomniał, że przed pół wiekiem w Wałbrzychu i okolicach działało kilkanaście bokserskich klubów. Potem wszystkie jakby zapadły się pod ziemię razem z miejscowym górnictwem węglowym. Teraz chce nawiązać do dawnych tradycji. Dwa lata temu założył klub Kaczor Boks Team Wałbrzych, a do pracy wciągnął ojca, Zenona. "Podzieliliśmy się obowiązkami. Tata prowadzi zajęcia w dzielnicy Podzamcze z bardziej zaawansowaną, 50-osobową grupą pięściarzy, natomiast ja w hali na Nowym Mieście, gdzie trenuje ok. 100 osób w wieku od pięciu do 55 lat, z czego 25 posiada licencje bokserskie" - poinformował. Od momentu powstania klubu, frekwencja na zajęciach systematycznie rośnie. Przez dwa lata przewinęło się ponad 800 osób. "Drzwi do hali są otwarte dla wszystkich, nie tylko dla tych, którzy chcą boksować czy ćwiczyć samoobronę. Na zajęcia przychodzą do nas kobiety i starsi panowie, jest też sporo młodzieży, co mnie bardzo cieszy. Proponujemy im pożyteczne spędzanie wolnego czasu, bo nuda sprzyja powstawaniu różnych, bywa że i szalonych pomysłów, w złym tego słowa znaczeniu" - powiedział Rafał Kaczor. Jego ojciec, który w karierze stoczył 227 walk (192 wygrał, 12 zremisował, 23 przegrał), a w 1977 roku zajął się pracą szkoleniową, przyznał, że "rodzinna firma" boryka się głównie z problemami finansowymi. "Sponsorów jest tylu, co kot napłakał. Rocznie potrzebujemy na działalność 150-180 tys. zł. Często pomagają rodzice, którzy swoje pociechy zabierają samochodami na zawody. Ale... Mimo że jesteśmy kopciuszkiem, to po zaledwie dwóch latach plasujemy się w krajowej czołówce. W gronie 52 sklasyfikowanych w minionym roku klubów w kategorii młodzieżowej zajęliśmy czwarte miejsce" - zaznaczył Rafał Kaczor. Jego syn podkreślił, że nabyte przez niego trenerskie uprawnienia, wzbogacane każdego dnia poprzez prowadzenie zajęć, przyczyniły się do tego, iż jest on dziś zawodnikiem znacznie dojrzalszym, niż cztery lata temu, kiedy w Pekinie zadebiutował na olimpijskim ringu. Ostatnie tygodnie bardzo go zmotywowały do jeszcze większego wysiłku. W Poznaniu po raz siódmy zdobył mistrzostwo Polski w wadze muszej, a w Warszawie zwyciężył w 29. turnieju im. Feliksa Stamma, w którym pokonał Kazacha Nursułtana Koszegułowa oraz Rosjanina Dmitrija Sutnikowa. "Jednak największą radość i satysfakcję przyniosła mi statuetka Feliksa Boksu, przyznana przez Fundację im. Feliksa Stamma dla najlepszego zawodnika minionego roku, honorująca też systematyczną pracę w dążeniu do celu. Odebrałem ją z rąk Pauli Stamm, prawnuczki legendarnego trenera. To dla mnie zaszczyt oraz ogromne i zobowiązujące wyróżnienie. Ta nagroda była dla mnie wiatrem w żagle, dodatkową dawką wiary i optymizmu przed turniejem kwalifikacyjnym w Trabzonie" - powiedział Kaczor, który w tym roku skończy 30 lat. "Nie czuję się bokserskim dziadkiem. Przeciwnie, chciałbym jeszcze coś zwojować. Na ringu w Turcji nie odpuszczę, wygryzę go, zrobię wszystko, by móc ponownie wystąpić w igrzyskach. Chcę podziękować mojej żonie, która jest magistrem fizjoterapii, nie tylko za mentalne wsparcie. Ona czuła, jak wielką wagę przywiązuję do olimpijskiego startu i wszystko wzięła na swoje barki, abym ja się mógł skupić wyłącznie na przygotowaniach" - podkreślił. W Trabzonie, w kategorii 52 kg rywalizować będzie ok. 20 zawodników. Do igrzysk zakwalifikuje się trzech. "Nie znam nazwisk bokserów, z którymi przyjdzie mi walczyć. Zapoznam się dopiero na miejscu, po konferencji technicznej. Na pewno trzeba będzie stoczyć trzy-cztery zwycięskie pojedynki, aby uzyskać prawo startu w Londynie" - zaznaczył Rafał Kaczor. Oprócz niego wystąpi jeszcze sześciu polskich pięściarzy: Łukasz Maszczyk (49 kg), Mateusz Polski (56 kg), Dawid Michelus (60 kg), Tomasz Kot (69 kg), Tomasz Jabłoński (75 kg) i Mateusz Tryc (81 kg). "W przeszłości odbywało się po kilka turniejów kwalifikacyjnych, teraz szanse są zaledwie dwie. Pierwszą, z której nie skorzystaliśmy, były ubiegłoroczne mistrzostwa świata w Baku. Wierzę, że przynajmniej jedną nominację wywalczymy w Trabzonie. Pięściarze bardzo solidnie trenowali, nawet na święta nie wyjechali ze zgrupowania w Wiśle. Wielkanoc spędziliśmy w bokserskim gronie, zajęcia odbywały się każdego dnia" - powiedział trener Wiesław Rudkowski, wicemistrz olimpijski z Monachium.