"No ja się już po meczu wyładowałam w garażu. Tak może powiem w skrócie. Już to ze mnie zeszło. Zresztą po tym, jak poszłam do szatni przy 4:5 w trzecim secie, to już był praktycznie koniec meczu dla mnie" - stwierdziła po porażce Radwańska, która przed spotkaniem z dziennikarzami w centrum prasowym udała się na chwilę do domu wynajętego w pobliżu kortów. W decydującym secie Polka prowadziła 4:2 i 40-0 przy własnym serwisie, ale potem straciła kolejne trzy gemy. Przy stanie 4:5 na 40 minut grę przerwał deszcz, ale po wznowieniu Cetkovska wygrała czery z sześciu piłek i cały mecz z krakowianką, sklasyfikowaną na 11. miejscu w rankingu WTA Tour. "Trudno powiedzieć, który moment był decydujący, bo właściwie cały czas prowadziłam, w drugim i trzecim secie. Na pewno nie powinnam była tego przegrać, tym bardziej, że ona nic takiego szczególnego nie robiła. Pewnie, jak na swoje możliwości, grała świetnie, ale to nie zmienia faktu, że to ja zawaliłam. Trochę nie czułam tego kortu, raz piłki odbijały się szybko, raz wolno. No, ale warunki miałyśmy takie same, więc to mnie nie usprawiedliwia" - powiedziała Polka. Po pewnie wygranym pierwszym secie, w drugim Radwańska prowadziła - z przewagą jednego przełamania - 5:4 i serwowała na mecz. Ponieważ zaczął kropić deszcz Czeszka usilnie próbowała przekonać sędzię prowadzącą spotkanie, że należy przerwać grę. Przedłużająca się dyskusja nie przyniosła jednak zamierzonych efektów i zrobiło się 30-30. W tym momencie opady się nasiliły i służby techniczne rozpoczęły nakrywanie kortu plandeką. "Nie chcę gdybać i zastanawiać się co by było, gdyby deszcz nie spadł wtedy. Chociaż przegrałam dwie pierwsze piłki i gema, to przecież zaraz po tym ją przełamałam na 6:5, no i znów przegrałam podanie. No i w tie-breaku przecież też prowadziłam 2-0 i 5-4, może nie wysoko, ale jednak nie byłam w tyle. Ona grała po prostu solidnie, odważnie i trochę ryzykownie, a ja chyba nie zrobiłam nic, żeby zamknąć mecz" - dodała. Zajmująca 81. miejsce w rankingu Cetkovska nie odpuszczała w czwartek żadnej piłki, biegała nawet do najtrudniejszych zagrań i często z sukcesem. Miała też sporo szczęścia, często pomagała jej taśma, albo trafiała w linie. "Nie da się ukryć, że ta porażka mnie zabolała, bo ani mecz nie był na jakimś wielkim poziomie, ani nie jest szczególnie dobrą zawodniczką, choć może ona miała jakiś super dzień. Nie powinnam przegrać tego meczu i tyle. Nie ma tu nic do rzeczy nieobecność taty" - powiedziała Polka, której w Londynie towarzyszył (w zastępstwie ojca i trenera Roberta Radwańskiego) kapitan reprezentacji Polski w rozgrywkach Fed Cup Tomasz Wiktorowski. Radwańska po raz pierwszy tak wcześnie odpadła w Wimbledonie, bowiem dotychczas jej najsłabszym wynikiem była trzecia runda w 2007 roku. Wówczas pokonała ją Rosjanka Swietłana Kuzniecowa (nr 5. na świecie). Poza tym przegrywała tu dwukrotnie z siostrami Williams w ćwierćfinałach w 2008 roku z Sereną (nr 6.) i w kolejnym sezonie z Venus (nr 3.). Przed rokiem musiała uznać wyższość Belgijki Kim Clijsters (nr 2.) w 1/8 finału. Najniżej sklasyfikowaną pogromczynią Polki była dotychczas Chinka Na Li, która jako 12. tenisistka świata wyeliminowała ją również w czwartej rundzie, ale w 2006 roku. W tegorocznym Wimbledonie, w jego 125. edycji, Radwańska startuje jeszcze w deblu, razem ze Słowaczką Danielą Hantuchovą (nr 13.). W pierwszej rundzie debla zmierzą się z Austriaczkami Sandrą Klemenschits i Tamirą Paszek. Mecz ten miał się odbyć wieczorem, ale został odwołany i przeniesiony na dzień następny. "Jutro mi już pewnie przejdzie zły nastrój i normalnie wyjdę na kort. Ale debel to nie to co singiel" - dodała.