"Wylosowałem do tego pojedynku leszcza z Grenady, Marka Felixa. On ledwo zmieścił się w limicie czasu. 35 metrów pokonał w 47 sekund, a granicę ustalono na 50 sekund. "Podchodzę sobie do liny na pełnym luzaku - opowiada Mariusz. - Napinam mięśnie na ostro, ciągnę i... mam wrażenie, że stoję w miejscu. Cudem udaje mi się dociągnąć do siedmiu metrów. Patrzę na sędziów. [...] Boże, czyżby siły mnie nagle opuściły? A przecież, żeby zaliczyć konkurencję muszę pokonać chociaż pół dystansu... "Po chwili podchodzę do sędziego i mówię, że coś jest nie tak - kontynuuje "Pudzian". - A on nic. Ani me, ani be, ani kukuryku! To się wkurzyłem. Siedzę i patrzę. Puścili jakiegoś gostka do testowania. Po trzech metrach jest blady jak ściana i przezroczysty jak papier. Dopiero wtedy się kapnęli. Hamulce były zablokowane!!! Wyobrażacie sobie?! A ja, jak ten osioł ciągnąłem to żelastwo! Dobrze, że nie miałem nic pod ręką."