Mecz otworzył trafieniem za trzy David Jackson. Potem kolejne punkty dla Turowa zdobył John Edwards z osobistych i akcji podkoszowej. W pierwszych minutach Turów prezentował się znacznie lepiej. Po dwóch minutach było 8:2 dla gospodarzy. Belgowie mieli problemy ze skutecznością, popełniali także proste błędy, grali mniej agresywnie w obronie. Kwartę Turów zakończył efektownym wsadem w wykonaniu Dallasa Lauderdale. Potem była jeszcze odpowiedź Dexii i ta część meczu zakończyła się zwycięstwem Turowa 25:16. Tylko na początku drugiej części Belgowie mieli problemy ze skutecznością, później widać było, że czują się coraz pewniej w zielonogórskiej hali. W zespole gości wyróżniali się Ronell Taylor i Warren Carter. Po upływie ponad trzech minut nadal Turów prowadził, ale już tylko 27:22, a po udanej kontrze gości i punktach Warrena Cartera Jacek Winnicki poprosił o czas. Potem było trafienie za trzy Seana Singletary i przewaga Zgorzelca stopniała do dwóch punktów. Chwilę później był już remis. Lepsza gra gości sprawiła, że więcej błędów zaczęła popełniać polska drużyna. W piątej minucie drugiej kwarty trafieniu Justina Cagea zza linii 6,25 Dexia po raz pierwszy w tym meczu wyszła na prowadzenie. Potem była już gra kosz za kosz. Turów miał jednak więcej problemów z pokonaniem obrony strefowej Belgów, którzy coraz odważniej zaczęli wyprowadzać kontry. Na 36 sekund przed końcem pierwszej połowy trener Winnicki poprosił o czas - było wówczas 38:36 dla Turowa. Ostatecznie druga kwarta zakończyła się wynikiem 40:37. Po 20 minutach gry najskuteczniejszymi zawodnikami Turowa byli John Edwards i David Jackson i Daniel Kickert - wszyscy zdobyli po 9 punktów. W ekipie Dexii 9 pkt, miał na koncie Sean Singletary, a po 8 Warrner Carter i Ronell Taylor. Gospodarze mieli lepszą skuteczność w rzutach za dwa, za to goście grali na lepszym procencie w trafieniach za trzy. Statystyka zbiórek był zbliżona. Po zmianie stron efektownym rzutem z półdystansu popisał się Ahmad Nivis, potem była kontra i prowadzenie Belgów 41:40. Po chwili Turów odzyskał prowadzenie po akcji Dallasa Lauderdale'a. Belgowie w tej kwarcie grali jednak dobrze w obronie i zbierali wszystkie piłki ze swojej tablicy. Po czterech minutach trzeciej kwarty Dexia prowadziła 47:42, a zgorzelczanie przestali trafiać. Goście nie narzucali szaleńczego tempa. Akcje w ataku pozycyjnym rozgrywali długo i z reguły udawało im się wypracować czyste pozycje rzutowe, z których zdobywali kolejne punkty. Na niespełna trzy minuty przed syreną kończącą kwartę Dexia prowadziła 53:46. W Turowie nadal brakowało skuteczności, a do tego pod koniec kwarty na parkiet przewrócił się John Edward i utykając opuścił boisko. W tej części meczu już nie grał. Po trzech kwartach gospodarze przegrywali 48:56. Na początku ostatniej części meczu było widać zdenerwowanie w zespole ze Zgorzelca. Szczególnie w obronie. W jednym z momentów goście aż trzykrotnie zbierali po nieudanych rzutach piłkę w ataku. Turów miał jednak szczęście, gdyż Dexia straciła skuteczność. Na początku trzeciej minuty kwarty Turów przegrywał już tylko 54:56. Goście jednak nie dali się przegonić. Dwie akcje w wykonaniu Ronella Taylora sprawiły, że na pięć i pół minuty przed końcem meczu belgijski team prowadził 62:54. W drużynie Turowa brakowało lidera, który poderwałby zespół do walki. Nie wchodziły rzuty za trzy, a obrona rywala była szczelna. To sprawiało, że zgorzelczanie z trudem przedostawali się po kosz. Szukali punktów z obwodu, ale pudłowali. Kilka razy próbował rzucać za trzy Michał Jankowski, ale piłka obijała się o obręcz. Sygnał to ataku dał Daniel Kickert, który w końcu przebił się pod kosz Dexii. Potem była efektowna kontra w wykonaniu Davida Jacksona i Zgorzelec tracił już tylko punkt do przeciwników (61:61). Belgowie dalej grali spokojnie w ataku i uważnie w obronie. Na niespełna 28 sekund przed ostatnią syreną Dexia Mons Hainaut prowadziła 64:63. W tym momencie piłkę miał jednak Turów, a chwilę potem z półdystansu trafił Daniel Kickert i polski zespół objął minimalne prowadzenie. Błyskawicznie trener gości Arie Shivek poprosił o czas. W emocjonującej końcówce A.J. Slaughter wyprowadził gości na prowadzenie, Turów zdołał jeszcze wyprowadzić błyskawiczny atak, który punktami zakończył Ronald Moore i w tym momencie rozległa się syrena. Turów pokonał Dexię 67:66. To pierwsze zwycięstwo PGE Turowa w PE. 15 listopada zespół prowadzony przez Jacka Winnickiego przegrał w Podgoricy (Czarnogóra) z zespołem Buducnost Voli 50:75. W kolejnym meczu wicemistrzowie Polski zmierzą się 29 listopada z faworytem grupy Albą Berlin. Po meczu powiedzieli: Trener PGE Turów Jacek Winnicki: "Cieszę się bardzo, że wygraliśmy ten mecz, bo dzięki temu pozostajemy w grze. Pomogło nam trochę szczęściem, nie da się ukryć. Mimo tego, że ten mecz poza pierwszą kwartą nie układał się dla nas zbyt dobrze, to jednak wróciliśmy do gry i wyszarpaliśmy zwycięstwo. To był mecz, który miał zdecydowanie wyższe tempo niż te, które graliśmy w lidze. Tutaj zespół Dexii ma siedmiu zawodników ze Stanów, którzy mocno naciskali, grali bardzo agresywnie i bardzo szybko przechodzili do ataku". Kapitan PGE Turów Konrad Wysocki: "W Czarnogórze było 25 do tyłu, dlatego ten mecz była dla nas bardzo ważny. Mieliśmy problemy w drugiej i trzeciej kwarcie, ale pod koniec walczyliśmy, i pokazaliśmy, że naprawdę chcemy wygrać. Myślę, że było to widać, jak wszyscy się cieszą z tego zwycięstwa. Myślę, że z Albą Berlin możemy wygrać. Mają bardzo mocną drużynę na wszystkich pozycjach, ale jak my zaczniemy znowu grać taką koszykówkę, którą pokazaliśmy w pierwszych dziewięciu meczach polskiej ligi i czasami w tym spotkaniu), to będziemy mieli szansę". PGE Turów - Dexia Mons Hainaut 67:66 (25:16, 15:21, 8:19, 19:10) PGE Turów: Daniel Kickert 18, John Edwards 11, David Jackson 11, Aaron Cel 6, Dallas Lauderdale 6, Giedrius Gustas 4, Konrad Wysocki 4, Artur Mielczarek 3, Ronald Moore 2, Michał Jankowski 2, Michał Gabiński 0, Michał Chyliński 0. Dexia Mons Hainaut: Ronell Taylor 14, A.J. Slaughter 12, Sean Singletary 10, Ahmad Nivins 10, Justin Cage 9, Warren Carter 9, Shan Foster 2, Alexandre Libert 0, Sebastien Bellin 0.