- Pełne trybuny i żywiołowa atmosfera są zawsze bardzo miłe. Nie tak dawno, kiedy startowaliśmy w słoweńskiej Rogli, to nie wiem, czy jedna dziesiąta z tego co tu, tam była. Szkoda tylko, że nie udało się kibicom dostarczyć więcej radości - powiedział Aleksander Wierietielny. Trenowana przez niego Justyna Kowalczyk zajęła 16. miejsce w piątkowym sprincie techniką dowolną. Naturalnie publiczność najgłośniej reagowała na widok narciarki z Kasiny Wielkiej, ale jej rywalki, z Norweżką Marit Bjoergen na czele, też mogły liczyć na wsparcie. - Kibicować trzeba wszystkim. Sportowcom należy się szacunek bez względu na to, skąd pochodzą. Tak mówi nam nasz nauczyciel wychowania fizycznego - podkreślił nastoletni Piotr z Wrocławia, który w jednej ręce trzymał flagę polską, a w drugiej norweską. Przed zawodami organizatorzy trochę obawiali się chuligańskich wybryków, takich jak rzucanie śnieżkami w zawodników. Dlatego na wszelki wypadek oglądać zmagania wzdłuż trasy sobotniego biegu techniką klasyczną (10 km kobiety, 15 km mężczyźni) już wcześniej postanowili umożliwić jedynie zorganizowanym grupom, które łącznie nie będą liczyły więcej niż tysiąc osób. - Kibice są świetni i szkoda, że nie będzie ich więcej. Mielibyśmy wtedy takie samo święto jak w Norwegii czy Szwecji, gdzie biegnie się, a kibice są tuż obok - przyznała Kowalczyk. Narciarskie święto e Szklarskiej Porębie potrwa jeszcze dwa dni, bo na niedzielę zaplanowano pokazowy bieg na Szrenicę. Wzorowany jest na ostatnim etapie Tour de Ski, ale wzbogacony o zjazd. Nie będzie on jednak zaliczany do klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Z czołowych zawodniczek na start w nim zdecydowała się jedynie Amerykanka Kikkan Randall.