Polska piłka jest zakładnikiem bandy łysogłowych - do takiego wniosku można dojść po finale Remes Pucharu Polski. Klub Legia Warszawa odmówił organizacji wyjazdu swych kibiców. Nie motywował tego, ale łatwo się można domyślić, że po akcji "Wilno" szefowie Legii nie chcą już odpowiadać za awantury, których się dopuścili pseudokibice. Ze stowarzyszeniem fanów Legii porozumiał się jednak PZPN. W Bełchatowie stawiło się dwa tysiące ubranych na biało kibiców Legii. Przedstawili imponującą oprawę, przeważnie kulturalnie dopingowali, dobrze się bawili. Jeszcze raz jednak zadziałał efekt "bomby z opóźnionym zapłonem". W 76. min w sektorze Legii zapłonęły race, wystrzeliły petardy, Część z nich lądowała na murawie i w sektorze kibiców Wisły. Mecz został przerwany. Kibice z Krakowa przełamali ogrodzenie, weszli za linię boczną boiska. Ci z Legii również wyrwali ogrodzenie i podbiegli do starcia z wiślakami. Do bójki na szczęście nie doszło, w porę interweniowała ochrona i policja. Po 10 minutach burd mecz wznowiono. Michał Białoński, Bełchatów