"Cztery zawodniczki zostały powołane do kadry, w chwili gdy były po zabiegach operacyjnych. Nie było szans, by zagrały w reprezentacji. Do takich sytuacji nie może dochodzić. Trener Matlak nie zapanował nad sytuacją. Ośrodek był zapłacony, pieniądze ministerialne i nasze wydawane, piętnaście osób do obsługi kadry przyjechało, a na zgrupowaniu pojawiło się trzynaście zawodniczek. To coś jest nie tak" - tłumaczył decyzję prezydium PZPS Przedpełski. Mimo wszystko prezes próbował bronić byłego już szkoleniowca kadry. "Jestem w trudnej sytuacji, bo bardzo cenię trenera Jerzego Matlaka, zawsze stawałem w jego obronie, dlatego też tak długo pozostawał na tym stanowisku. Nadal uważam, że jest bardzo dobrym szkoleniowcem, ale ostatnio ma całą masę kłopotów. Myślałem, że uda mu się z tym uporać, ale niestety" - dodał. Przedpełski zdementował także głosy, iż trener o dymisji dowiedział się od dziennikarza. "Całe to zamieszanie nie było potrzebne. Pojawiły się komentarze, że Przedpełski Daniela Castellaniego zwolnił smsem, a Matlaka przez internet. To nie jest prawda. Rozmawiałem wcześniej z trenerem Matlakiem i to, że pojawiła się ta informacja w sieci, było po fakcie jak szkoleniowiec powiedział to zawodniczkom. Wtedy musieliśmy zareagować, mimo że chciałem to zrobić po bezpośrednim spotkaniu" - zapewnił. "Oczywiście trener Matlak nie czuje się teraz zwolniony, bo jak się tylko dowiedział, że chcemy wręczyć mu wymówienie umowy o pracę, przysłał do PZPS zwolnienie lekarskie. Teraz twierdzi, że nadal jest szkoleniowcem reprezentacji" - dodał Przedpełski. Matlak z funkcji selekcjonera kadry został zwolniony 28 czerwca. Przebywał wówczas z kadrą na zgrupowaniu w Szczyrku i o decyzji zarządu PZPS dowiedział się z mediów. Nie podano oficjalnego powodu zwolnienia, a miejsce Matlaka zajął tymczasowo jego asystent Wiesław Popik, który wraz z reprezentacją poleciał na turniej o Puchar Jelcyna w Jekaterynburgu. Po powrocie z Rosji kadrę obejmie Alojzy Świderek, powołany na to stanowisko 8 lipca.