Polskie siatkarki zajęły najlepszą od 36 lat lokatę w mistrzostwach. Ale oczekiwania były większe. To sukces czy porażka reprezentacji? Mirosław Przedpełski: - Gra nie była zła, właściwie tylko jeden mecz z Chinami przytrafił nam się słabszy. Stawka drużyn była bardzo wyrównana, parę małych punktów zabrakło, by grać o wyższe lokaty. Byliśmy przecież bardzo blisko pokonania Japonek, które ostatecznie zdobyły brązowy medal. Czegoś jednak zabrakło. Trener Jerzy Matlak miał zapisane w kontrakcie zadanie zajęcia miejsca 5-8 w mistrzostwach świata. Zabrakło niewiele. Czy w związku z tym szkoleniowiec powinien obawiać się o swoją posadę. - Problem nie tkwi w trenerze. Nie jest sztuką ściągnąć dobrego zagranicznego szkoleniowca. Musimy myśleć zupełnie w innych kategoriach. Trener Matlak powinien podejść do sprawy podobnie, jak Daniel Castellani. Musi przygotować raport i nie oceniać wyniku, jaki się osiągnęło, ale zastanowić się, jaka jest przyszłość tej drużyny, jakie ona ma możliwości. Właśnie z tego powodu wynikły problemy z Castellanim, bo nie przedstawił nam wizji i gwarancji na przyszłość. Nie zmienia to faktu, że jest on trenerem bardzo dobrym, podobnie jak Matlak. Musimy jednak wiedzieć, jaka czeka nas przyszłość. Nie rozmawiajmy w kategoriach "wyniku nie ma, zmieńmy więc trenera". Nie o to chodzi, trzeba znaleźć przyczynę całej tej sytuacji. Po ubiegłorocznych sukcesach - dwóch medalach mistrzostw Europy, obecny rok nie jest udany dla polskiej siatkówki. Jakie są tego przyczyny? - Musimy naradzić się w gronie osób, które tworzą siatkówkę w Polsce. Zastanowić się, co jest ważne. Z jednej strony mammy fajnie rozwijający się sport, silne kluby, masę ludzi, którzy żyją z siatkówki. Jak się okazuje, gra w reprezentacji nie jest najważniejsza dla wielu zawodników, którzy zarabiają pieniądze w klubach. - Trzeba stworzyć taki system, który połączy te dwie sprawy. Nie może być tak, że ktoś gra sobie w klubie i zarabia bardzo duże pieniądze i nie ma chęci gry w reprezentacji. Wszyscy muszą zdawać sobie sprawę, że siatkówka to nie tylko gra w klubie. Gra w reprezentacji też powinna przynosić zawodnikom określone profity. Za cztery lata mistrzostwa świata mężczyzn odbędą się w Polsce. Stać nas na zrobienie lepszej imprezy niż Japończycy? - Musimy ją zrobić lepiej. Jestem bardzo niezadowolony z organizacji tych mistrzostw. Poprzednie mistrzostwa świata były znacznie lepiej zorganizowane. Mieszkam w hotelu, w którym są zakwaterowane wszystkie ekipy. Ale nie czuć w nim atmosfery mistrzostw świata. Nie ma miejsca, gdzie zawodniczki z różnych krajów mogą się spotkać i porozmawiać. Mijają się tylko w windach. - Nie ma tej radości, to wszystko dookoła jest takie smutne. Nie ma wspólnego przeżywania meczów. W Polsce mistrzostwa mają być świętem siatkówki. Sporo też można zarzucić organizatorom. Japończycy są bardzo rygorystyczni. Wiem, że nie tylko nasza ekipa, ale zespoły z innych krajów też miały sporo różnych kłopotów. Niestety, pewne rzeczy organizują wynajęte firmy zewnętrzne, a są to ludzie nie związani z siatkówką. Dostali pewne sprawy do rozwiązania i myślę, że tego nie czują. Muszę to poruszyć na forum światowej siatkówki. To trzeba zmienić. W Japonii hale świeciły pustkami, chyba że grały gospodynie. Co należy zrobić, by taka sytuacja nie powtórzyła się za cztery lata? - Cały czas powtarzam wszystkim działaczom, że musimy wyłożyć duże pieniądze na promocję i jeszcze raz na promocję. I to nie w Polsce, bo my chyba nawet tego u nas nie potrzebujemy. Moim marzeniem jest, by wypromować imprezę na całą Europę, a nawet świat, by ludzie do nas przyjechali. Musimy pamiętać, że poza Polską siatkówka nie jest tak popularna, jak choćby koszykówka. Czy w niedalekiej przyszłości Polska pokusi się o organizację żeńskiego mundialu? - Chodzi mi po głowie tak plan i nie wykluczam tego. Póki co, w najbliższym czasie czeka nas sporo innych imprez. W przyszłym roku mamy finał Ligi Światowej, potem mistrzostwa Europy juniorów i mistrzostwa Europy seniorów. Myślimy nad turniejem finałowym World Grand Prix siatkarek w Polsce, ale to nie jest łatwe zadanie. Rozmawiał w Tokio Marcin Pawlicki