Kwota jest jednak poważna. Prokuratura ujawniła, że chodzi o "sumę sześciocyfrową". "Zapłata grzywny nie oznacza przyznania się do winy - podkreślił Ullrich na swojej stronie internetowej - ale uwolni moją rodzinę od presji związanej z procedurą sądową". "W trakcie mojej kariery nikogo nie oszukałem. Zawsze byłem sportowcem uczciwym, a moje zwycięstwa były efektem ciężkiej pracy i pasji do tego sportu" - dodał. Jan Ullrich, najbardziej znany niemiecki kolarz ostatnich lat, zakończył karierę w 2007 roku w atmosferze podejrzeń o stosowanie dopingu. Uporczywie utrzymywał, że nigdy nie używał zabronionych środków, mimo ewidentnych dowodów winy: na podstawie badań kodu genetycznego DNA stwierdzono, że był klientem głównego podejrzanego w aferze Puerto, hiszpańskiego lekarza Eufemiano Fuentesa, twórcy systemu dopingu krwi. W gabinecie Fuentesa miało się pojawiać co najmniej 50 czołowych kolarzy. W niemieckim kodeksie karnym nie ma przepisów nakładających sankcje za stosowanie dopingu. Dlatego prokuratura w Bonn ścigała Ullricha nie za przewinienia dopingowe, ale za oszustwo.