Zdaniem Bondaruka i Biłowej, w Polskim Związku Biathlonu jest silna opozycja przeciwko ukraińskiemu małżeństwu. - O kogo dokładnie chodzi, nie powiem, ale nie są to przyjemne sytuacje. Ja naprawdę chwalę sobie pracę w Polsce. Świetnie się tutaj odnalazłam, poświęcam temu całe moje życie i oczekuję, że jeżeli ktoś ma jakieś uwagi, niech powie mi to w twarz, a nie komentuje za plecami - powiedziała rozżalona Biłowa. Polskie piekło Nie można wykluczyć, że tarcia wokół trenerskiego duetu zepsuły atmosferę i w efekcie start naszych pań w sztafecie. Miał być medal, a skończyło się na 12. miejscu. "Polskie piekiełko" - tak należy określić słowa ukraińskiej trenerki. Trudno się zatem dziwić, że Biłowa i Bondaruk mają tego dość i po zakończeniu sezonu chcą odejść z reprezentacji Polski już teraz, choć kontrakty zobowiązują ich do pracy nad Wisłą do końca roku. Praca w takiej atmosferze - wg nich - do przyjemności na pewno nie należy. Cud, że Biłowa i Bondaruk wytrzymali aż osiem lat. Działacze Polskiego Związku Biathlonu (nie należy do nich prezes Zbigniew Waśkiewicz, który był zwolennikiem Bondaruka i Biłowej) mają krótką pamięć. Sukcesy, a w ostatnich latach było ich całkiem sporo, ściśle wiążą się z pracą ukraińskiego małżeństwa. To Bondaruk namówił Tomasza Sikorę, by kontynuował karierę, kiedy ten zastanawiał się (choćby po igrzyskach w Salt Lake City) nad rzuceniem biathlonu. Lider naszej reprezentacji zaufał Bondarukowi, a wynikiem tego było m.in. wicemistrzostwo olimpijskie (Turyn 2006), srebrny medal mistrzostw świata (Oberhof 2004), zwycięstwa w zawodach Pucharu Świata i wiele miejsc na podium. W 2009 roku Sikora został uznany najlepszym biathlonistą roku na świecie, a wyboru dokonali trenerzy wszystkich reprezentacji narodowych. Start Sikory w Vancouver nie był udany, ale pod względem fizycznym 36-letni zawodnik został przygotowany bardzo dobrze. Z kobiecym biathlonem nie jest źle Postępy pod okiem Biłowej zrobiły panie. Magdalena Gwizdoń jako pierwsza Polka w historii wygrała zawody Pucharu Świata (Oestersund, 2006). Ta zawodniczka kilka razy stała także na podium zawodów pucharowych. Krystyna Pałka zajęła 5. miejsce na igrzyskach w Turynie w biegu indywidualnym. Weronika Nowakowska powtórzyła miejsce Pałki w Vancouver, a w tych samych zawodach Agnieszka Cyl uplasowała się na 7. miejscu. Sztafeta kobiet nie popisała się w Vancouver, ale nie należy zapominać o dobrych miejscach zajmowanych w mistrzostwach świata czy w Pucharze Świata. Być może powinny nastąpić zmiany w sztabie trenerskim reprezentacji. Osiem lat to szmat czasu. Może wystąpiło tzw. zmęczenie materiału. Może kadra potrzebuje nowego bodźca. Jednak Bondaruk i Biłowa zasłużyli na pożegnanie z klasą, bo włożyli mnóstwo wysiłku w to, żeby polscy biathloniści nie byli tylko statystami na arenie międzynarodowej. - Wszystko jest na ich głowie. Oni są mózgiem całej operacji, muszą trzymać pieczę nad serwisem, nad odnową biologiczną, nad zawodnikami i czasami nad sprawami organizacyjnymi. To naprawdę bardzo stresująca praca - zdradziła Weronika Nowakowska. Agnieszka Cyl poszła jeszcze dalej: - Nie chciałam nawet do głowy dopuścić informacji o tym, że nasza trenerka odejdzie. Następców nie widać Kłopot w tym, że działacze Polskiego Związku Biathlonu nie mają chyba pomysłu, co zrobić dalej. Kto ewentualnie miałby zastąpić Bondaruka i Biłową? Prezes Zbigniew Waśkiewicz powtarza, że do problemu trzeba podejść spokojnie i wszystko dokładnie przeanalizować. - Do końca roku trenerzy mają podpisane kontrakty. Nie jestem w stanie im zagwarantować, że zostaną przedłużone. To nie jest tylko moja decyzja. Ich kandydatury musi zaakceptować całe środowisko, ale i oni sami muszą wiedzieć, że chcą z nami zostać - stwierdził Waśkiewicz. Tak więc polski biathlon stoi na rozdrożu i koniecznie trzeba podjąć trafne decyzje. Biłowa i Bondaruk, jeśli ostatecznie odejdą, nie zostawią po sobie spalonej ziemi. Sytuacja wśród kobiet jest całkiem dobra. Mamy kilka perspektywicznych zawodniczek. Potrzebny jest szkoleniowiec, z którym zrobią kolejny krok w stronę światowej czołówki. Gorzej wygląda sytuacja u mężczyzn. Jest Tomasz Sikora, ale nie będzie biegał z karabinem wiecznie. A następców nie widać (Łukasz Szczurek w Vancouver zajmował miejsce w dziewiątej dziesiątce). Trzeba koniecznie wykorzystać doświadczenie Sikory, żeby młodzi mieli się od kogo uczyć. Do igrzysk olimpijskich w Soczi, wbrew pozorom, nie zostało zbyt wiele czasu. Zburzyć jest bardzo łatwo. O wiele trudniej jest coś zbudować. Niech pamiętają o tym działacze Polskiego Związku Biathlonowego. Od ich najbliższych decyzji zależy bowiem, czy będziemy cieszyć się z sukcesów naszych biathlonistów, czy może polski biathlon zniknie ze światowych aren. Robert Kopeć