- Nadal chcę wygrywać. Upadłem na kolana, ale zamierzam się podnieść - wypalił nasz siłacz Marcin Dołęga. Gdy rozmawialiśmy z nim tuż po porażce w Londynie, trudno było nie żałować Marcina. Był kompletnie załamany i nie skutkowały żadne słowa pociechy. - Ja to powinienem obudzony w środku nocy wyrwać - mówił o ciężarze 190 kg, który niespodziewanie go pokonał przekreślając marzenia nie tylko o złocie, ale o jakimkolwiek medalu. - 190 kg nie było dla mnie wielkim ciężarem. Przed igrzyskami nie tylko z takim, ale też ze 195 i 200 kg zawsze sobie radziłem - podkreśla Dołęga kilka tygodni po igrzyskach. Na analizę olimpijskiego startu wychowanek Orląt Łuków jeszcze się nie zdobył, rana jest zbyt świeża. - Zamierzam wrócić do wielkiej formy. Wiem, że czeka mnie ciężkie zadanie. Mam na tyle w sobie siły fizycznej, że powinienem sobie poradzić. Nie wiem, jak będzie z siłami psychicznymi, ale mam nadzieję, że dzięki takiemu wsparciu, jak to rodziny i firmy Acer, powinienem dać rady - podkreśla Dołęga. Sztangista ma też olbrzymie wsparcie w osobie Szymona Kołeckiego, kolegi po fachu. - Brak determinacji, czy niepełna koncentracja, ale na pewno nie złe przygotowanie - mówił Szymon Kołecki próbując przeanalizować przyczyny porażki Dołęgi. - Start na igrzyskach nie jest adekwatny w stosunku do poświęcenia, jakie Marcin poniósł w przygotowaniach. To były najbardziej pracowite przygotowania w jego karierze. Miałem przyjemność obserwować jego pracę, byłem pełen podziwu. Kołecki uważa, że zaawansowany wiek Dołęgi nie powinien być przeszkodą, tylko atutem naszego ciężarowca. - W Rio Marcin będzie miał 34 lata, ale Siemion też miał tyle, gdy pobijał rekordy życiowe. Nie mam wątpliwości, że Dołęgę stać będzie na medal na igrzyskach w Brazylii - uważa Szymon Kołecki. MiBi