Ja również wierzyłem, że "Polski Rooney" pokona tor przeszkód, jakie stawia przed nim jego zawadiacka mentalność. Jeszcze kilka miesięcy temu cały stadion Wisły wołał: "Smuda! Co? Małecki!" i wcale nie było tak, że wszyscy dostali zbiorowego zaćmienia umysłu. Patryk był filarem drużyny mistrza Polski i na powołanie pracował w pocie czoła. - Tylko dobrą grą w Wiśle mogę dowieść, że zasługuję na grę w kadrze - mobilizował się "Mały". Franz Smuda czekał i obserwował. - Małecki musi się zająć grą, bo na razie za dużo wokół niego skandali - podkreślał selekcjoner mając na myśli serię wpadek Patryka, który najpierw podważył kompetencje trenera reprezentacji młodzieżowej, Henrykowi Kasperczakowi odmówił wejścia na boisku w roli zmiennika, później chciał bić dziennikarza, podczas derbów z Cracovią ubliżał Saidiemu Ntibazonkizie, gwiżdżących kibiców Wisły wysyłał na drugą stronę Błoń, aż wreszcie nie podał ręki Kazimierzowi Moskalowi podczas meczu ze Standardem, a później poprosił, by nie brać go do Lubina na spotkanie z Zagłębiem. Cierpliwość władz Wisły skończyła się - "Mały" został wyrzucony z drużyny, będzie ćwiczył indywidualnie, nawet nie dopuszczono go do ekipy Młodej Ekstraklasy. "W Wiśle Kraków nikt i nic nie jest ważniejszy niż klub." - uzasadnił zarząd swą decyzję. Po raz ostatni nasz bohater zdobył gola w grudniu, w meczu z Odense. W lidze do siatki rywala nie trafił od marca 2011 roku. W spotkaniu ze Standardem grał przeciętnie, a więc obecnie Patryk nie ma sportowych argumentów, by znaleźć nowy klub, który zapłaci za niego Wiśle milion, bądź dwa miliony euro. Jeśli do tego doliczymy kłopoty natury wychowawczej, słabą znajomość języków obcych, na co łowcy talentów z klubów zagranicznych zwracają uwagę, przyszłość "Małego" nie rysuje się z pewnością w różowych kolorach. Postawienie Wisły pod ścianą, próba wymuszenia na niej zgody na transfer, by pozbyła się kłopotu "Małecki", niekoniecznie musi być skuteczną taktyką. To smutne, że piłkarze nie uczą się na błędach innych. Adam Kokoszka miał łatwiej opuścić Wisłę bez jej zgody, prawnicy uznali, że jego kontrakt nie był profesjonalny. Wbrew temu Serie A, ani nawet B nie podbił. Teraz nieźle radzi sobie w Polonii Warszawa. Henryk Kasperczak kilka lat temu ślepy pęd za granicę nieprzygotowanych na to piłkarzy skomentował w ten sposób: - Wyjeżdżają lekkomyślnie, bo kuszą ich wysokie zarobki, ale później często jeszcze szybciej wracają z podkulonymi ogonami, by w naszych klubach się odbudować. Czy "Mały" dołączy do tego grona? Na razie jego zachowania z pewnością nie może wytłumaczyć fakt, że w hierarchii wiślackich zarobków nie był tak wysoko, jak zasługiwał na to swą postawą na boisku w ubiegłorocznych meczach.