Trener Wiktor Pysz chciał sprawdzić wszystkich zawodników, więc w drugim meczu zabrakło czterech hokeistów z pierwszej piątki (Patryka Noworyty, Leszka Laszkiewicza, Piotra Sarnika i kontuzjowanego Damiana Słabonia). Mimo tego "Biało-czerwoni" zdecydowanie lepiej rozpoczęli mecz niż w sobotę. Przede wszystkim nie byli spięci, atakowali agresywnie i nie pozwolili rywalom narzucić warunków gry. W pierwszej części nikomu nie udało się zdobyć gola, a to, jak była wyrównana, najlepiej obrazuje statystyka (10-9 w strzałach celnych, 12-12 we wznowieniach). Broniącego polskiej bramki Przemysława Odrobnego dwukrotnie wyręczył słupek (w 10. minucie po strzale Tomaża Razingara, i w 13. po uderzeniu Marcela Rodmana). Pięć minut później szczęście uśmiechnęło się do bramkarza Słowenii, gdy po bombie Krzysztofa Zapały krążek odbił się od spojenia słupka z poprzeczką. Blisko objęcia prowadzenia nasz zespół był także podczas gry w przewadze, zwłaszcza gdy krążek w zamku rozgrywała pierwsza formacja. O drugiej tercji kibice powinni jak najszybciej zapomnieć, a nasi reprezentanci powinni oglądać ją kilka razy za karę. Słowenia przyspieszyła, agresywniej zaatakowała i zupełnie zdominowała nasz zespół. Mieliśmy wielkie problemy z rozegraniem składnej akcji, a w ciągu 12 minut oddaliśmy tylko jeden strzał! W grze utrzymywał nas jedynie Odrobny, ale i po jego zagraniu w 36. minucie mogło poważnie skoczyć ciśnienie. Wyjechał za bramkę i wybijając krążek idealnie wyłożył go rywalowi. Andrej Hebar najwyraźniej był mocno zaskoczony, bo za długo przekładał sobie gumę na łopatce kija i nie skorzystał z prezentu. Ta wpadka nie zmienia jednak faktu, że tylko Odrobnemu nasz zespół zawdzięczał to, że na drugą przerwę zjeżdżał z lodu przegrywając zaledwie 0-1. Goście objęli prowadzenie po strzale z dystansu Blaża Gregorca, gdy Słowenia atakowała w przewadze. Strzał był efektowny, ale świetną robotę w tej sytuacji wykonał Żiga Jeglić, który całkowicie zasłonił naszego bramkarza, uniemożliwiając mu skuteczną interwencję. "Biało-czerwoni" potrafili jednak zmobilizować się do lepszej gry w trzeciej tercji. W 42. minucie Maciej Urbanowicz wyłożył krążek Mateuszowi Rompkowskiemu, a ten ładnym strzałem z nadgarstka zaskoczył Andreja Hoczevara. Cztery minuty później sytuacji sam na sam nie wykorzystał Tomasz Malasiński. Słoweński bramkarz obronił nie tylko jego strzał, ale jeszcze dobitkę Krystiana Dziubińskiego. Zanosiło się na dogrywkę, ale 40 sekund przed końcem III tercji Jeglić strzałem pod poprzeczkę zdobył zwycięskiego gola dla Słowenii. Polska - Słowenia 1-2 (0-0, 0-1, 1-1) Bramki: 0-1 Gregorc (37.34 w przewadze), 1-1 Rompkowski - Urbanowicz (42.19), 1-2 Jeglić - Sabolić (59.20). Polska: Odrobny - Gabryś, Dronia; Łopuski, Zapała, Kolusz - Urbańczyk, Kotlorz; Malasiński, Dziubiński, Gruszka - Rompkowski, Pociecha; Witecki, Rzeszutko, Urbanowicz - Sulka, Wajda; Kapica, Pasiut, Galant. Słowenia: Hoczevar - Gregorc, Robar; Jeglić, Ticzar, Sabolić - Pavlin, Kranjc; Basić, Marcel Rodman, Razingar - Podlipnik, Tavżelj; Koblar, Bizalj, Kalan - Selan, Sztebih; Czimżar, Hebar, Rajsar. Kary: 20 - 18 minut. Strzały: 21 - 34. Widzów: 500. Zapraszamy na Strefę Polskiego Hokeja! Znajdziecie tam konkurs z nagrodami z okazji MŚ w Krynicy!