Zobacz zapis relacji na żywo z meczu Polska - Estonia Nasz zespół wystąpił osłabiony brakiem Jakuba Witeckiego i Damiana Słabonia. Obaj doznali groźnych kontuzji barku w niedzielnym meczu z Litwą i przedwcześnie wrócili do kraju. Trener Wiktor Pysz musiał pozmieniać zestawienie ataków i zdecydował się na grę na trzy piątki. "Biało-czerwoni" atakowali groźniej niż w meczu otwarcia z Litwinami. Akcje były bardziej składne i co najważniejsze, kończyły się strzałami (aż 16 w I tercji). Rafał Radziszewski znów musiał się rozgrzewać w bramce, żeby nie zmarznąć, ale gdy było trzeba, bronił bardzo pewnie. Estończycy atakowali zrywami. W pierwszej tercji oddali 10 strzałów, z których najgroźniejsze były te z przełomu 15. i 16. minuty (ostatni z nich - "klepę" z dwóch metrów nasz bramkarz obronił kaskiem). Zasłużenie, choć za nisko, prowadziliśmy po pierwszej części. Jedynego gola w tej części zdobył Krzysztof Zapała w 6. minucie. Doskoczył do obrońcy, wymusił na nim błąd i ruszył z krążkiem na bramkarza, by z zimną krwią wpakować mu krążek z backhandu pod poprzeczkę. W 21. minucie nasi zupełnie odpuścili Aleksandra Petrova; przejechał przez prawie całe lodowisko i wpadając na Radziszewskiego, wcisnął krążek do siatki. Wydawało się, że zanim to zrobił, poruszył bramkę, ale sędzia po analizie wideo uznał gola. Ten gol podziałał na naszych, jak czerwona płachta na byka. Ruszyli do przodu i niespełna dwie minuty później cieszyli się z odzyskania prowadzenia. Arbiter miał wątpliwości, ale rozwiała je analiza wideo. Znów bramkę zapisał na koncie drugi atak, który był najlepszy na lodzie. W końcówce drugiej tercji bardzo dobre zmiany dała trzecia formacja. Najpierw Maciej Urbanowicz po efektownej, indywidualnej akcji i pięknym strzale z nadgarstka trafił w "widły", a po chwili razem z kolegami zrobili taki wiatrak w tercji Estończyków, że ci przez kilkadziesiąt sekund nie mogli nawet wybić krążka, choć grali w pełnym ustawieniu. O przewadze naszego zespołu w drugiej części świadczyć może statystyka strzałów: 13-4. Estończycy "pękli" na początku trzeciej tercji. Najpierw kontrę skutecznie wykończył Mikołaj Łopuski (kapitalne podanie Zapały), a po chwili Marcin Kolusz huknął z niebieskiej i zrobiło się 5-1. Estończycy przeżywali katusze, a nasi nie patrzyli na zegar, tylko atakowali dalej i nawet w osłabieniu strzelili gola (kontra Rzeszutki z Łopuskim). W 53. minucie wreszcie przełamał się pierwszy atak, a rywale mimo że zmienili bramkarza, po chwili przegrywali już 1-8. Dekoncentracja kosztowała nas utratę dwóch goli w końcówce, co nie zmienia faktu, że "Biało-czerwonym" należą się brawa za bardzo dobry mecz. Mirosław Ząbkiewicz, korespondencja z Kijowa Polska - Estonia 8-3 (1-0, 2-1, 5-2) Bramki: 1-0 Zapała - Dronia - Kolusz (5.47), 1-1 Pietrov - Ossipov - Kaljuste (21.00), 2-1 Łopuski - Kolusz (23.58), 3-1 Urbanowicz - Danieluk (36.55), 4-1 Łopuski - Zapała - L. Laszkiewicz (41.03), 5-1 Kolusz - Dronia - Zapała (42.37), 6-1 Rzeszutko - Łopuski (49.08 w osłabieniu), 7-1 Dziubiński - Laszkiewicz - Pasiut (52.39), 8-1 Pasiut - L. Laszkiewicz (54.42), 8-2 Sibirtsev (55.28), 8-3 Suur - Makrov (58.01 czterech na czterech) Polska: Radziszewski - Kłys, Wajda; Dziubiński, Pasiut, L. Laszkiewicz - Noworyta, Dronia; Łopuski, Zapała, Kolusz - Dutka, Kotlorz; Urbanowicz, Rzeszutko, Danieluk. Estonia: Koitmaa (53.06 Kolossov) - Lahesalu, Suur; Ivanov, Suursoo, Makrov - Ossipov, Kaljuste; Titarenko, Nekrassov, Petrov - Samorukov, Levkovits; Rooba, Vorang, Novikov - Smirnov, Svarogin; Sibirtsev, Aleksandrov, Missenjov. Kary: 6-4 min.