Najsłynniejsi w naszym kraju dziennikarze telewizyjni, sprawozdający najbardziej medialne wydarzenia sportowe, muszą się zmierzyć z wielkim wyzwaniem. Przy jednoczesnym wyrażaniu emocji, muszą opanować sztukę ich kontrolowania, aby nie zatracić się w relacjonowaniu, celem poprawnego artykułowania myśli. Jakby jednak się nie starać, właściwie każdemu zdarzają się gafy na wizji. Niektóre na tyle drobne, że umykają uwadze większości widzów, zaś niektóre tego kalibru, iż zaczynają żyć swoim życiem, a fani mają z nich prawdziwe używanie. Jednym z najbardziej wymagających widzów i słuchaczy zmagań sportowych jest profesor Jan Miodek. Wybitny językoznawca na łamach "Przeglądu Sportowego" zdecydował się ujawnić, jakie lapsusy najbardziej go mierżą, choć jednocześnie jest pełen wyrozumiałości dla wymagającego fachu sprawozdawcy sportowego. - Komentatorów zawsze bronię, bo oni ze wszystkich rodzajów sztuki dziennikarskiej podlegają najostrzejszej, najbardziej ekspresyjnej ocenie, wyzywani są od głupków, dyletantów, idiotów. Pracują w stanie bardzo silnej emocji - powiedział prof. Miodek, przyznając że tęskni mu się za takim komentarzem, jaki prezentował nieodżałowany redaktor Bohdan Tomaszewski, zachęcając do chwil pauz i milczenia, zamiast "jechać na pełnym obrocie artykulacyjno-akustycznym". - Teraz więc powiem brutalnie tym komentatorom. Kiedy się zorientuję, że mecz jest transmitowany w niemieckiej stacji, to przełączam kanał. Trochę dla treningu językowego, ale równie dlatego, że tam sprawozdawca potrafi przez pół minuty pomilczeć. Pięćdziesiąt lat temu polscy komentatorzy też tak potrafili. Niemcy wciąż tak umieją, a Polacy już nie - ocenia profesor, zdeklarowany kibic Ruchu Chorzów. Z wywiadu dowiadujemy się, że wyrozumiałość uczonego ma swoje granice i strasznie się denerwuje, gdy słyszy takie sformułowania, jak "bezczelny strzał", bezczelne zagranie", "podanie do prawego skrzydła", czy "strzał zblokowany". Dopuszcza za to używanie powszechnie uznawanej za niewłaściwą odmianę w dopełniaczu liczby mnogiej "meczy", bo strukturalnie nie ma mowy o błędzie. Art