Polscy siatkarze wreszcie na najwyższym stopniu podium Ligi Światowej. "Biało-czerwoni" uczestniczą w tych prestiżowych rozgrywkach nieprzerwanie od 1998 roku. Kilka razy nasi siatkarze byli blisko podium, ale medal pozostawał w sferze marzeń. Dopiero Andrea Anastasi stworzył drużynę, która osiąga to, co pozostawało dotychczas w sferze marzeń. Włoch obejmując polską kadrę w lutym 2011 roku już w pierwszym sezonie swojej pracy dokonał tego, co nie udało się jego poprzednikom.Z różnych powodów z reprezentacji wypadło kilku podstawowych zawodników. Wielu fachowców uważało, że bez Pawła Zagumnego, Michała Winiarskiego, Mariusza Wlazłego i Daniela Plińskiego "Biało-czerwoni" nie będą w stanie stanąć na podium Ligi Światowej. Nawet będąc gospodarzem turnieju finałowego, mając wsparcie ze strony wspaniałych polskich kibiców. Na przekór niepochlebnym opiniom, Polacy w Gdańsku zdobyli brązowy medal Ligi Światowej 10 lipca 2011 r. Okazało się, że Łukasz Żygadło z powodzeniem może prowadzić grę "Biało-czerwonych". Zbigniew Bartman czy Jakub Jarosz wywiązują się nadspodziewanie dobrze z roli do tej pory zarezerwowanej dla Wlazłego. Coraz jaśniej zaczęła świecić gwiazda Bartosza Kurka. Piotr Nowakowski i Marcin Możdżonek udowodnili, że należą do światowej czołówki środkowych, a libero Krzysztof Ignaczak pokazał, że nie ma dla niego straconych piłek. Jednak największą siłą tworzącego się zespołu była szeroka, wyrównana kadra. Zawodnicy wchodzący z ławki rezerwowych nie byli tylko uzupełnieniem składu. Wchodząc na boisko podnosili jakość gry, co pozwalało naszym siatkarzom wychodzić z opresji. Triumf Polaków w Lidze Światowej! Zobacz galerię Jeszcze rok temu było sporo mankamentów w grze Orłów, ale z biegiem czasu wyglądała ona coraz lepiej, o czym przekonaliśmy się na mistrzostwach Europy w Austrii i Czechach. Polacy w Wiedniu zdobyli brązowy medal. Prawdziwym testem siły reprezentacji Anastasiego miał być morderczy Puchar Świata, gdzie nasz zespół wystąpilł z "dziką kartą". Wzmocnieni Zagumnym i Winiarskim "Biało-czerwoni" rozegrali w ciągu dwóch tygodni 11 spotkań (8 zwycięstw, 3 porażki). Podopieczni Anastasiego zajęli 2. miejsce zapewniając sobie start na igrzyskach olimpijskich. Lepsi okazali się tylko Rosjanie. Polacy zadomowili się w ścisłej, światowej czołówce. W roku olimpijskim Anastasi postawił na sprawdzonych zawodników i zbiera tego efekty. Liga Światowa miała być etapem przygotowań do najważniejszej imprezy sezonu - olimpiady w Londynie. Polacy od początku rozgrywek spisywali się znakomicie. Po raz pierwszy od 10 lat w meczu o punkty pokonali wielką Brazylię. Co więcej, na pięć spotkań z "Canarinhos" Polacy wygrali aż cztery i chyba na dobre pozbyli się kompleksu utytułowanego rywala. Final Six w Sofii był prawdziwym popisem naszego zespołu. "Biało-czerwoni" grali jak z nut, zmiatając z parkietu kolejnych przeciwników. Takiej polskiej drużyny nie oglądaliśmy już dawno. Szybka, kombinacyjna gra z wykorzystaniem każdej strefy boiska, co sprawia, że przeciwnicy są kompletnie zdezorientowani. Siła rażenia ataków Kurka, Bartmana i Winiarskiego jest równie mocna bez względu na to, czy są w pierwszej czy drugiej linii. Żygadło czy Zagumny mogą sobie na to pozwolić, bo przyjęcie zagrywki jest na bardzo wysokim poziomie. Do tego dochodzi świetna gra w obronie i oczywiście blok, którym Polacy ratują się w trudnych sytuacjach. Finał Ligi Światowej: Polska - USA 3:0. Galeria Anastasi, który już przeszedł do historii polskiej siatkówki, nie martwi się, że forma przyszła za wcześnie. Włoch uważa, że "Biało-czerwonych" stać na jeszcze lepszą grę. Zdaje sobie jednak sprawę, że walka o olimpijskie medale będzie znacznie trudniejsza. "I oczywiście możemy ją przegrać. To się zawsze może zdarzyć. Jestem tylko trenerem, a nie cudotwórcą, ale wiem jedno - od roku nasza gra systematycznie się poprawia" - powiedział Anastasi po triumfie w Lidze Światowej. Sami zawodnicy oczywiście są szczęśliwi, że wygrali te prestiżowe rozgrywki, ale wiedzą doskonale, że celem numer jeden jest Londyn. "Nie ma się jednak co podniecać, bo najważniejszą imprezę mamy przed sobą. Bo to właśnie tam chcemy pokazać, jakim zespołem jesteśmy" - zaznaczył Bartman. Michał Winiarski natomiast zaapelował, żeby ostudzić emocje i już teraz nie zakładać naszym zawodnikom olimpijskich medali na szyję. "Pompowanie balonu nie ma najmniejszego sensu" - podkreślił "Winiar" dodając, że drużyna w najbliższych dwóch tygodniach do igrzysk potrzebuje przede wszystkim spokoju. Warto wysłuchać Winiarskiego, a w Londynie może być naprawdę pięknie. Wydaje się, że mamy zespół kompletny, bez słabych punktów, a do igrzysk w Londynie zostało tylko 18 dni. Polacy już teraz są w wielkiej formie. Pozostałe do turnieju olimpijskiego dni poświęcą na utrzymanie tej dyspozycji i dopracowanie szczegółów. Robert Kopeć Śledź IO Londyn 2012 na swej komórce, bądź tablecie!