Aneta Konieczna w maju, podczas rutynowych badań lekarskich, dowiedziała się, że ma nowotwór. Dwa tygodnie później została poddana operacji. Lekarze dali jej zgodę na występy do końca sierpnia. Dalsza jej przygoda ze sportem będzie uzależniona od wyników kolejnych, przeprowadzanych co kwartał, badań. - Jestem obciążona genetycznie. Moja mama od sześciu lat walczy z rakiem, a trzy tygodnie temu mój tata dowiedział się, że ma nowotwór. Ciocie, wujkowie w mojej rodzinie również mieli raka. W ten sposób niestety dostałam taki "nadbagaż", z którym muszę się pogodzić, który muszę zaakceptować, ale nie poddać mu się, nie pozwolić zdominować mojego życia i myślenia. Nie dać zdominować mojej walki o medale - wykłada swą filozofię pani Aneta, która swoje starty zakończyła czwartkowym finałem B "jedynek", a do końca igrzysk będzie trzymać kciuki za naszych sportowców. - Najgorszą rzeczą, jaka może być, to odpychanie od siebie świadomości, że było się chorym, bądź jest się chorym na raka. Jeżeli człowiek to zaakceptuje i podejmie walkę, to ona jest zdecydowanie łatwiejsza i wzrastają szanse na jej wygranie - podkreśla dając przykład innym sportowcom i ludziom, których dotknie nieszczęście, jakim jest nowotwór. Konieczna, po starcie w "czwórce", ryczała jak bóbr, nie mogąc się pogodzić z tym, że nie udało się zdobyć medalu, ale w czwartek inaczej już odbierała ten występ. - Cieszmy się igrzyskami, optymistycznymi rzeczami, a nie tylko narzekajmy, że dlaczego czwarte miejsce, a nie medal. Zauważyłam, że u nas w Polsce panuje moda na narzekanie. Wiem, że nie przełamałyśmy fatum wiszącego nad naszymi "czwórkami" - czwarte igrzyska z rzędu i po raz czwarty czwarte miejsce, ale to tym bardziej nas mobilizuje, by spróbować powalczyć o Rio i tam tego pecha przełamać! Boże, tak wielu ludzi marzy o tym, żeby być czwartym na igrzyskach, więc i my się z tego cieszmy - apeluje. - Występami na tych igrzyskach kładziemy podwaliny pod szybkie pływanie na następnych. Potrzebujemy tylko trochę więcej czasu na doszlifowanie formy. Konieczna przypomina, że Polska stosunkowo późno dostała dziką kartę na występ na igrzyskach "czwórki". - Dlatego ciężko było przygotować formę i na "jedynki", i na "dwójki" i na "czwórkę". To było naprawdę trudne do pogodzenia. W "czwórce" wystartowałyśmy po dwunastu zaledwie wspólnych treningach - przypomina. Zapytałem paną Anetę, czy nie bała się zaryzykować uszczerbku na zdrowiu, podejmując się treningów i startów tuż po operacji usunięcia nowotworu? - Czy pan po pierwszym upadku poddaje się i nie idzie dalej? Jeżeli czuję, że mogę coś zrobić, to walczę, nie poddaję się. Jestem typem wojownika i fakt, że życie raz sprowadziło mnie do parteru nie musiało oznaczać mojej rezygnacji ze startu za pięć dwunasta - odpowiedziała kajakarka. - Tym bardziej, że byłam dobrze przygotowana i wykonałam szmat pracy, po tym jak wróciłam po ciąży z drugim dzieckiem. Nie chciałam zaprzepaścić wysiłku mojego, trenerów i koleżanek. - Na dodatek, podczas konsultacji z lekarzami usłyszałam: "Pani Aneto, proszę się teraz skoncentrować na igrzyskach". Nie pozostało mi nic innego jak to zrobić. Wydaje mi się, że spełniłam oczekiwania, choć pewnie jest gdzieś w głębi serca odrobina żalu, że zabrakło szczęścia do osiągnięcia minimalnie lepszych wyników. Ale i tak dziesiąte miejsce na świecie w "jedynce" i czwarte miejsce w "czwórce" nie jest złe. Znam niejednego sportowca, który oddałby niejedno za takie osiągnięcia - powtarza Konieczna. - Nowotwór mi się przytrafił, pokazał, jak kruche bywa życie. Ale powiedziałam sobie: "Aneta, musisz wstać, walczyć i iść dalej!". Druga opcja - załamać się i lamentować, nie wchodziła w rachubę. Gdybym po pierwszej w karierze wywrotce się poddała, to nie stałabym tutaj i nie miała na koncie trzech medali olimpijskich - podkreśla nasza kajakarka. Aneta Konieczna nie chciała absorbować swoimi problemami koleżanek z reprezentacji Polski. - Walczyłam sama ze swoimi problemami, nie chciałam nimi obciążać koleżanek, które miały na głowie przygotowania do ważnych startów. Największym ciosem dla mnie byłoby, gdybym usłyszała od którejś z nich: "Aneta, przez ciebie nie mogłyśmy się przygotować solidnie do igrzysk". One zajęły się swoimi przygotowaniami, a ja najpierw robiłam wszystko, by jak najszybciej wrócić do zdrowia, a później do jak najlepszej dyspozycji - opowiada. Z Londynu Michał Białoński Pobierz aplikację i śledź igrzyska Londyn 2012 na swej komórce, bądź tablecie!