KLIKNIJ, ABY ZOBACZYĆ ZAPIS RELACJI NA ŻYWO! - Gdzie jest ta drużyna, która wczoraj zasłużenie pokonała Tychy - łapali się za głowę kibice "Szarotek" widząc poruszających się niczym muchy w smole pupili. "Szarotki" o wiele bardziej odczuły trudy poniedziałkowego spotkania (3-2). Były wolniejsze, przegrywały pojedynki, nie potrafiły wyprowadzić krążka z własnej tercji, gdy rywal stosował agresywny forchecking. Można było oczekiwać, że to GKS - z kilkoma leciwymi już zawodnikami - może mieć problemy kondycyjne. Tymczasem rutyna wzięła górę nad młodzieżą Podhala. Inna rzecz, że GKS ma szerszą kadrę niż górale, którym wypadli dwaj mocni napastnicy Krzysztof Zapała i Dariusz Gruszka. Gdy wynik był rozstrzygnięty, na dwie minuty przed końcem siedzący dotychczas w boksie Bartłomiej Gaj wyszedł na lód i wszczął bójkę na pięści z Ladislavem Pacigą (grał w Podhalu dwa lata temu), za co krewki obrońca dostał karę meczu. Hokeiści GKS-u mieli duże pretensje do trenera Podhala Milana Janczuszki za to, że wpuścił na lód zawodnika do specjalnego zadania. Wicemistrzowie Polski grali z nożem na gardle i znacznie lepiej zaczęli to spotkanie. Ich przewaga była miażdżąca w I tercji. Dość podkreślić, że górale pierwszy raz pojawili się pod bramką gości dopiero w 9. min po tym, jak tyzanie posłali niecelne podanie i było uwolnienie. Pierwszy strzał "Szarotek", to niegroźne uderzenie z 10. min Marcina Kolusza, które obronił parkanami Arkadiusz Sobecki. Do tego czasu GKS mógł zdobyć ze trzy gole. Ślązacy na prowadzenie wyszli niespodziewanie w okresie liczebnej przewagi nowotarżan. Martin Voznik stracił krążek w tercji GKS-u na rzecz Robina Bacula, ten oddał go do Sebastiana Gonera, a ten urządził sobie slalom między obrońcami Podhala i strzałem z nadgarstka pokonał "Zborę", po czym zawadiacko spojrzał na kibiców gospodarzy i wymachiwał kijem w geście radości. Wyrównać próbował po kontrze z Piotrem Ziętarą Kmiecik, ale Sobecki złapał krążek po jego strzale. Groźniej pod bramką GKS-u było wówczas, gdy Krystian Dziubiński nie trafił na pustą bramkę po strzale Martina Iviczicia. Przewagę tyzan drugą bramką udokumentował strzałem z bekhendu Tomasz Proszkiewicz przy biernej postawie obrońców górali. W 24. min po złej zmianie gości górale grali przez 67 sekund w podwójnej przewadze, ale rozegrało ten okres koszmarnie, aż dwukrotnie pozwalając tyszanom wybić krążek z tercji. Dopiero po powrocie na lód Michała Woźnicy Martin Iviczić popisał się strzałem spod niebieskiej linii w okienko. Forchecking w wykonaniu gości przynosił efekty. Górale pod presją nie mili do kogo podawać. I popełniali błąd za błędem w defensywie. Tak jak ten z 28. min, gdy Rafał Sroka stracił "gumę" pod naciskiem Bacula, ten natychmiast zagrał pod bramkę, gdzie czyhał Adrian Parzyszek, a tej klasy środkowy nie marnuje takich asyst. Zborowski musiał sięgać po krążek do bramki. Ponownie "Zbora" uczynił to dwie i pół minuty później po tym, jak Łukasz Sokół objechał bramkę i z bekhendu strzelił w długi róg. Uwieńczył w ten sposób długie oblężenie tercji nowotarżan. W III tercji do walki "Szarotki" poderwał jeszcze Milan Baranyk, który wykorzystał fakt, że Frantiszek Bakrlik zasłania widoczność Sobeckiemu i lekkim strzałem z dystansu pokonał bramkarza GKS-u. Górale na moment przycisnęli, próbowali strzelić kontaktowego gola. Ostatecznie mecz rozstrzygnął Łukasz Mejka, który po wzorowo rozegranym zamku i wycofaniu przez Adriana Parzyszka huknął w prawy róg i "Zbora" nie miał szans. Grający na luzie goście pognębili nowotarżan jeszcze szóstą bramką Michała Woźnicy. W ubiegłorocznej półfinałowej rywalizacji tych drużyn Podhale prowadziło w serii 2-0, by przegrać cztery kolejne mecze i odpaść. Czy tym razem historia się powtórzy? Następne mecze w piątek w Tychach i ewentualnie w niedzielę w Nowym Targu. Awans do finału wywalczyli już broniący trofeum hokeiści Comarch Cracovii. "Pasy" wygrały wczoraj trzeci mecz z Pol-Aqua Zagłębiem Sosnowiec, a ponieważ przystąpiły do półfinału z bonusem, to mogą już odpoczywać przed meczami o złoto. Pierwsze finałowe starcie 12 marca w Krakowie. Michał Białoński, Nowy Targ Wojas/Podhale - GKS Tychy 2-6 (0-2, 1-2, 1-4) Bramki: 0-1 Gonera (11:23 Bacul w osłabieniu) 0-2 Proszkiewicz (14:52 Paciga) 1-2 Iviczić (25:03 w przewadze Sroka, Dziubiński) 1-3 Parzyszek (27:32 Bacul) 1-4 Sokół (30:03) 2-4 Baranyk (46:13 Łabuz w przewadze) 2-5 Mejka (51:20 Parzyszek, Witecki w przewadze) 2-6 Woźnica (54:50 Krzak, Bagiński) Wojas/Podhale: Zborowski - Suur (2), Dutka (2), Baranyk, Voznik, Bakrlik (4) - Iviczić (2), Sroka, Kapica, Kolusz (2), Malasiński - Galant, Łabuz (2), Malasiński, Dziubiński (2), Sulka oraz Ziętara, Bryniczka i Gaj (5+20). GKS Tychy: Sobecki - Majkowski (2), Gonera (2), Witecki, Parzyszek, Bacul - Jakesz (2), Kotlorz, Paciga (2), Garbocz, Proszkiewicz (4) - Mejka, Sokół, Woźnica (2), Krzak (2), Bagiński - Maćkowiak, R. Galant, Wołkowicz. Sędziowali: Meszyński (Warszawa) oraz Pachucki (Gdańsk) Kary: 41 (w tym 25 min dla Gaja) oraz 18 (w tym 2 techniczne). Widzów: 3 tys. Stan rywalizacji play off: 2-2 (Podhale ma bonus, więc potrzebuje 3 zwycięstw, a GKS - 4). CZYTAJ TAKŻE Trener nauczył się polskiego - "zagrać z jajami"