We wcześniejszym meczu Rosjanka Swietłana Kuzniecowa pokonała Amerykankę Lindsay Davenport 6:4, 6:4 i zapewniła sobie awans z pierwszego miejsca w grupie niebieskiej. W półfinale zmierzy się właśnie z Dementiewą. Do półfinału z drugiego miejsca w grupie niebieskiej awansowała inna Rosjanka Maria Kirilenko, która w sobotę zmierzy się z Martą Domachowską, liderką grupy czerwonej. Przegrane tenisistki w sobotnich półfinałach zagrają w niedzielę w meczu o trzecie miejsce, a po nim zostanie rozegrany finał. Radwańska przyleciała do Warszawy na początku tygodnia przeziębiona i z objawami zapalenia ucha, które nasiliły się w środę na tyle mocno, że musiała przyjąć antybiotyk. Problemy zdrowotne sprawiły, że przed rozpoczęciem trzeciego seta środowego pojedynku z Domachowską skreczowała. W czwartek tenisistka z Krakowa miała dzień przerwy, podczas którego mogła nieco dojść do siebie. - Dzisiaj było już lepiej, chociaż jeszcze nie wszystko jest do końca w porządku. Idzie jednak w dobrym kierunku i w poniedziałek powinnam być już w stu procentach zdrowa, by zagrać w Berlinie. Na debla już wcześniej umówiłam się z obecną tu Marią Kirilenko - powiedziała Radwańska. - Takie ciężkie mecze jak ten są wyczerpujące, ale nie sądzę, żeby się odbił na mojej formie w Berlinie. Po ciężkich trzech setach można mieć problemy następnego dnia, ale nie w kolejnym turnieju. Na początku meczu Radwańska nie mogła złapać właściwego rytmu uderzeń i często popełniała niewymuszone błędy, co wykorzystała Rosjanka obejmując prowadzenie 4:0. Później jednak obraz gry uległ zmianie, a krakowianka zaczęła trafiać mocne piłki grane po liniach i zepchnęła rywalkę do defensywy, czego efektem było odrabianie strat - zdobyła trzy kolejne gemy, zanim nieoczekiwanie straciła swoje podanie na 3:5. Później zdobyła cztery kolejne gemy, choć zanim zakończyła pierwszą partię po 58 minutach gry, nie wykorzystała dwóch setboli przy własnym serwisie. W drugim secie tenisistki prowadziły długie wymiany z głębi kortu, a bardziej precyzyjna i skuteczna była Dementiewa, która prowadziła 2:0, 3:1 i 5:3, zanim zakończyła partię przy pierwszej okazji, po godzinie i 35 minutach. W decydującej partii Polka opadła z sił, co wykorzystała Dementiewa, która po dwóch przełamaniach jej serwisu prowadziła już 4:1, a wygrała go 6:2, po ponad dwugodzinnej grze. W ubiegłym roku Rosjanka miała dłuższą przerwę, po której wróciła do gry podczas warszawskiego turnieju WTA - J&S Cup. Przyznała wtedy, że rozważała możliwość pożegnania z tenisem. - Właściwie nie do końca myślałam o zakończeniu kariery, bardziej o tym czy będę w stanie po przerwie wrócić do wielkiej formy. Teraz znów gram dobrze, a Warszawę miło wspominam, bo tu zaczęłam powrót do czołówki - powiedziała Dementiewa, która znów jest w czołowej dziesiątce rankingu WTA i walczy o kwalifikację olimpijską. - Igrzyska w Pekinie są moim najważniejszym celem. Bardzo chcę w nich zagrać. Ostateczny termin kwalifikacji przypada na początek czerwca, mam więc jeszcze kilka turniejów, żeby zdobyć trochę punktów i załapaćvsię do reprezentacji. Występ na igrzyskach dla kraju jest czymś wyjątkowym i najważniejszym w karierze. Nigdy nie zapomnę radości ze srebrnego medalu, jaki zdobyłam osiem lat temu w Sydney - dodała Dementiewa. Pokazowa impreza z udziałem sześciu tenisistek zastąpiła w tym roku turniej rangi WTA Tour - J&S Cup, który zniknął z kalendarza po wycofaniu się sponsora z dalszego finansowania. Kuzniecowa była jedną z jego stałych bywalczyń, a trzy z pięciu startów kończyła w finale (2004-06). - Bardzo lubię Polskę, Warszawę i dlatego chętnie tu przyjeżdżam. Kiedy organizatorzy zaproponowali mi udział w tym turnieju, nie musiałam się długo zastanawiać. Te korty mi bardzo odpowiadają, więc znów tu jestem i cieszę się, że będę mogła tu rozegrać jeszcze dwa mecze - powiedziała Kuzniecowa. Davenport po raz pierwszy odwiedziła Polskę, a czwartek, kiedy nie grała meczu, spędziła na zwiedzaniu stolicy. - Wczoraj odwiedziłam Stare Miasto i Łazienki. To był bardzo miło spędzony czas. Po południu byłam w Muzeum Powstania Warszawskiego. Bardzo zainteresowała mnie ekspozycja, bo lubię historię, a w szkole to był zawsze mój ulubiony przedmiot - powiedziała Davenport, która odpadła z dalszej rywalizacji. - Ten turniej to dla mnie ciekawe doświadczenie, bo tu w Warszawie grałam na kortach ziemnych po raz pierwszy od trzech lat. Nigdy to nie była ulubiona moja nawierzchnia i wciąż sprawia mi wiele problemów, szczególnie gdy gram na niej przeciwko tak dobrej zawodniczce jak Swietłana - dodała 31-letnia Amerykanka. - Nie wiem, czy uda mi się tu wrócić, bo nie wiem czy w przyszłym roku wciąż będę grać w tenisa. Jeszcze nie podjęłam decyzji o tym, co będę robić dalej. W czerwcu ubiegłego roku Amerykanka urodziła syna Jaggera, a trzy miesiące później wróciła na korty i zapowiedziała walkę o kwalifikację olimpijską. Obecnie zajmuje 25. miejsce w rankingu WTA, uprawniające ją do startu w Pekinie. - Chcę z Pekinu wrócić z medalem, nieważne jakiego koloru, i wierzę, że mi się to uda. Na ten rok nie zakładałam sobie specjalnych celów sportowych, ale liczę na dobry występ w Wimbledonie i US Open. Moja decyzja dotycząca przyszłości nie będzie zależeć od wyników, jakie w tym roku uzyskam. Będzie zależała od tego czy będę chciała więcej czasu spędzić z rodziną, czy jeszcze trochę pograć w tenisa - powiedziała Davenport, która do Warszawy przyleciała sama. - Podróżuję na wszystkie turnieje z synkiem, ale tym razem po raz pierwszy nie mogłam go zabrać, bo jest przeziębiony i ma lekkie zapalenie ucha. Został w domu pod dobrą opieką swojego taty - dodała Amerykanka. - Mam nadzieję, że Jagger nie będzie jedynakiem. Chciałabym mieć więcej dzieci, ale chwilowo gram w tenisa. Jak zakończę karierę, wtedy będzie czas na to, by myśleć o większej rodzinie. Wyniki piątkowych meczów: grupa czerwona Jelena Dementiewa (Rosja) - Agnieszka Radwańska (Polska) 5:7, 6:3, 6:2 grupa niebieska Swietłana Kuzniecowa (Rosja) - Lindsay Davenport (USA) 6:4, 6:4