Weźmy choćby za przykład całą tę międzyświąteczną burzę z nieszczęsnym Paolo Sousą, medialnie odartym ze skóry i symbolicznie powieszonym za nogi w Polsce, niczym Duce we Włoszech w końcówce ostatniej wojny światowej. Cała ta furia z jaką Polacy ruszyli na tego dziwacznego i cwanego Portugalczyka nie przystoi przecież do skali popełnionego "przestępstwa". Oczywiście czyn naganny ze względu na styl rozstania z PZPN i skrytobójczy strzał w dumne serce piłkarskiego Narodu Polskiego, ale czy rzeczywiście taki dramat? Rozmawiałem z kilkoma ludźmi, którzy dobrze znają tego trenera i każdy z nich twierdzi, że ucieczka Sousy z Polski to jest najlepsze, co teraz mogło nam się przydarzyć przed marcowymi barażami. Więcej, wszyscy oni uważają, że gdyby został dalej trenerem naszej kadry, to wiosną w Moskwie mielibyśmy mierne szanse na dobry wynik, bo po meczu z Węgrami w Warszawie popękały na trwałe wszystkie subtelne nitki łączące selekcjonera z zespołem. A dzisiejszy, teoretyczny kłopot może - jak to w Polsce w myśl zasady "im gorzej tym lepiej" - dać nadspodziewanie pozytywne rezultaty. Bo po policzku od Sousy, nasza mobilizacja, na każdym poziomie przygotowań do meczu w Moskwie i daj Bóg, w Warszawie, będzie maksymalna. Dlatego z nowym rokiem proponuję porzucić żal za utraconym Sousą i wsłuchać się uważnie w słowa Zbigniewa Bońka udzielającego wywiadu Bogdanowi Rymanowskiemu w czwartkowym wydaniu "Gościa Wydarzeń". Na pytanie - czy nie czuje się winny całej tej sytuacji - były prezes PZPN odpowiada krótko i mądrze: "Jestem rozczarowany Sousą tak jak wszyscy i może nawet popełniłem błąd zatrudniając go, ale pewnych rzeczy nie sposób przewidzieć. Cokolwiek jednak się stało, teraz liczy się tylko przyszłość. O tym musimy rozmawiać i na tym się skoncentrować." I o to właśnie chodzi. My Polacy zawsze mamy kłopot, gdy ktoś nas zrobi w konia. Gdy jest odwrotnie, a tak jest najczęściej, jesteśmy dla siebie bardzo tolerancyjni i potrafimy sobie wytłumaczyć wszystko. I stąd pewnie ta cała awantura, o której trzeba jak najszybciej zapomnieć, bo też imię Paolo Sousy nie zasługuje już na naszą pamięć i - bynajmniej - jakikolwiek rodzaj wendetty. Tak jak mówi "Zibi" - stało się i teraz róbmy swoje, a przecież gdy pracujemy uczciwie i spokojnie los przynosi nam sukcesy. Ostatni sportowy rok dostarczył wiele przykładów z różnych dyscyplin, gdzie nasi reprezentanci byli lepsi od innych. Cudowny występ naszych lekkoatletów w Tokio z trzecim zlotem olimpijskim Anity Włodarczyk na czele. Hubert Hurkacz po czterech dekadach polskiej przerwy w turnieju finałowym ATP Masters. Siatkarska Liga Mistrzów dla ZAKSY Kędzierzyn-Koźle. I wiele, wiele innych powodów do dumy z polskich sportowców. Dlatego zostawmy Sousę Brazylijczykom i zajmijmy się sobą. Niczego nie żałujmy, opanujmy gniew i rozżalenie. Optymizm i do przodu Polsko! Do siego Roku!