"Nie przyniosłem szczęścia reprezentacji dwa lata temu, a kosztowało mnie to dużo nerwów i zdrowia. Postanowiłem, że obejrzymy z małżonką mecze w telewizji" - powiedział. Ostrów Wielkopolski żyje mistrzostwami świata w piłce ręcznej, jak mało które miasto w Polsce. Ale ostrowianie mają swoje powody. Marcin i Krzysztof Lijewscy oraz Bartłomiej Jaszka są wychowankami Ostrovii, klubu który obecnie gra w pierwszej lidze. Dla Eugeniusza Lijewskiego, ojca Marcina i Krzysztofa, to również niezwykle emocjonujący i stresujący okres w życiu. "Nie ukrywam, że strasznie przeżywałem to ostatnie spotkanie z Norwegią, podobnie zresztą jak te wcześniejsze. I na dwie minuty przed końcem trochę opadłem z sił. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło" - opowiada Lijewski, który na co dzień pracuje w szkole, w klasie sportowej o profilu piłki ręcznej. Jego zdaniem Polaków stać na powtórzenie sukcesu sprzed dwóch lat, choć ogromnym atutem Chorwatów może być doping własnej publiczności. "Nasza reprezentacja znów stoi przed wielką szansą do wielkiego finału. Będzie to trudne zadanie, ale ten zespół przekonał wszystkich, że potrafi wychodzić z trudnych sytuacji, tak jak to było choćby w meczu z Norwegami. Chorwacja to niezwykle mocna drużyna. Ma w swoim składzie mistrzów Europy, mistrzów olimpijskich. Większość zawodników gra w najsilniejszych ligach Europy, w Niemczech i Hiszpanii. Grają u siebie, a żywiołowa publiczność może być takim ósmym, czy nawet dziewiątym zawodnikiem" - stwierdził. Lijewskiego martwi dyspozycja młodszego z synów - Krzysztofa, który w turnieju gra z nie do końca wyleczoną kontuzją. "Naderwane więzadła kolana to kontuzja, która tak szybko się nie goi. Na to potrzeba czasu. Nie wiem czy Krzysiek będzie w pełni sił na to spotkanie. Ostatnie mecze pokazały, że kolano go boli i nie może grać na sto procent. Jak dzwoniłem do syna, to powiedział mi, że gra na jednej nodze" - tłumaczył ojciec zawodników. Jak przyznał, podczas oglądania spotkań wciela się w role trenera i często komentuje zagrania swoich synów. "Krzyczę do telewizora, na przykład "Marcin włącz się". Czasami stwierdzam, że tu mógł lepiej zagrać, że tam była sytuacja do rzucenia. Małżonka stara się ich bronić - "to nie jego wina" - mówi". Państwo Lijewscy nie wybierają się na finały do Chorwacji. "Nie przyniosłem szczęścia reprezentacji dwa lata temu, a kosztowało mnie to dużo nerwów i zdrowia. Postanowiłem, że obejrzymy z małżonką mecze w telewizji" - stwierdził. W Ostrowie mecz z Chorwacją o awans do finału oraz niedzielne spotkania o medale kibice będą mogli obejrzeć na rynku na ogromnym telebimie. "Świetny pomysł na popularyzację tej dyscypliny przede wszystkim u młodzieży. Sam chyba też przyjdę. Teraz jak jest wynik, to młodzież na wuefach nie chce grać w siatkówkę ani koszykówkę, tylko w piłkę ręczną. Niezależnie od tego czy ktoś potrafi, czy nie. Każdy chce być Szmalem, Marcinem czy Krzyśkiem" - przyznał Lijewski.