OCEŃ "BIAŁO-CZERWONYCH" ZA MECZ Z CZECHAMI! To był kolejny smutny wieczór dla polskiej piłki. Nowy szkoleniowiec Stefan Majewski, nowy skład - to wszystko teoretycznie miało zapewnić lepszą grę Orłów, ale nic takiego się nie stało. Leo Beenhakker opierał wyjściową "jedenastkę" na graczach występujących za granicą. Majewski postanowił pokazać, że kadra lepiej wypadnie, gdy zdominują ją gracze naszej ekstraklasy (spośród graczy z pola, było ich sześciu na dziesięciu). Skoro "Doktor" łudził się, że z polskiej ligi można się szybko wspiąć na "international level", to ten występ powinien rozwiać jego złudzenia. Czesi pokonali nas, jak chcieli, chociaż nie grali tak szybko i przebojowo, jak chociażby Słoweńcy. Najwyraźniej Ivan Haszek podnosi dopiero czeską piłkę po głębokim kryzysie. Majewski w porównaniu do Beenhakkera dowiódł jednego, że nawet na krótkim zgrupowaniu można dobrze przygotować zespół od strony fizycznej. Podczas ostatnich występów pod batutą Leo Orły raziły brakiem szybkości. W sobotę w Pradze było inaczej. "Biało-czerwoni" żwawo i z ochotą biegali. Dzięki temu I połowa w naszym wykonaniu nie była zła. Konsekwentnie pomijany przez Beenhakkera Arkadiusz Głowacki nieźle kierował naszą defensywą. Za wyjątkiem jednego nieporozumienia Ludovica Obraniaka z Sewerynem Gancarczykiem, po którym Milan Barosz wpakował piłkę do bramki (36. min), przed przerwą byliśmy w tyłach bezbłędni. A we wspomnianej sytuacji z opresji wybawił nas sędzia liniowy, który dopatrzył się spalonego czeskiego napastnika. Dla Czechów udany był jedynie początek I połowy. Wracający do kadry Tomasz Rosicky strzałem z 16 m głową zatrudnił wracającego, tyle że do polskiej kadry bramkarza Wojciecha Kowalewskiego. Najgroźniej pod naszą bramką było za moment, gdy po dośrodkowani z lewej flanki Kowalewski minął się z piłką, z czego o mały włos nie skorzystał Jaroslav Plaszil. W zdecydowanie lepszej dyspozycji, niż we wrześniowych meczach był Jakub Błaszczykowski. Wreszcie wygrywał pojedynki, choć jego rywalem był najczęściej as Milanu - Marek Jankulovski. Obrońca "Czeskich lwów" musiał się ratować faulem, gdy minął go Kuba, za co słusznie obejrzał żółty kartonik. Nasz rozgrywający Maciej Iwański miał różne momenty, ale w niczym nie przewyższał siedzącego na ławce Rogera. A już fatalnie wypadało jego porównanie z Rosickym, który był reżyserem, co się zowie. Nie przez przypadek Iwański gra w Legii, a Rosicky w Arsenalu Londyn. Majewski dobrze popracował z zespołem nad stałymi fragmentami gry, zwłaszcza nad rzutami rożnymi. Wreszcie coś się działo pod bramką rywala po dośrodkowaniach Ludovica Obraniaka (z prawej strony) i Iwańskiego (z lewej). Aktywni wówczas pod bramką Petra Czecha byli Arkadiusz Głowacki i Piotr Polczak. Najładniejszą akcję Orły przeprowadził w 20. min. Zainicjował ją Ludovic Obraniak, a strzałem z 7 m do siatki powinien zakończyć Ireneusz Jeleń, ale gol i tak nie zostałby uznany, bo sędziowie uznali, że napastnik Auxerre był na spalonym. W 33. min z 15 m uderzył z woleja Ireneusz Jeleń i zmusił Czecha do najwyższego wysiłku. Bramkarz Chelsea wyciągnął się jak długi i wybił na rzut rożny. W II połowie agresywniej zaczęli grać gospodarze. Bardzo szybko strzelili gola. Po prostopadłym podaniu Rosickiego Tomasz Necid po ziemi skierował piłkę w krótki róg, ta odbiła się od słupka i leniwie wtoczyła do bramki, choć wzrokiem próbował ją jeszcze zaklinać Seweryn Gancarczyk. Nie popisali się w tej sytuacji Jakub Rzeźniczak z Polczakiem (we dwójkę niezdarnie pilnowali Necida), a także Kowalewski, który pechowo akurat podniósł prawą nogę i właśnie pod nią przeleciała futbolówka. Wyrównać próbował Jeleń, który po dośrodkowaniu Kamila Grosickiego główkował pod poprzeczkę, ale Czech znakomicie sięgnął piłki. W 63. min rywalizacja mogła być ostatecznie rozstrzygnięta, lecz po strzale głową Barosza uratował nas Kowalewski. Za moment, po pierwszym błędzie Głowackiego, Barosz wyszedł sam na Kowalewskiego, ale i to starcie przegrał z polskim bramkarzem. Nasze szczęście w sytuacjach podbramkowych nie mogło trwać wiecznie. W 72. min po dośrodkowaniu Zdenka Pospiecha z prawej strony (gdzie był Ludovic Obraniak?) Polczak nie przypilnował Plaszila, który ładną główką umieścił piłkę przy słupku w bramce. Na 3:0 powinien podwyższyć Jirzi Sztajner, ale jego strzał z 5 m obronił Kowalewski. Honorową bramkę mógł zdobyć rezerwowy napastnik Robert Lewandowski, lecz w 77. min przekombinował i zamiast uderzać z prostego podbicia, próbował strzału "nożycami", przez co nie trafił na bramkę z 12 m. Czescy kibice fetowali i dopingowali Słowaków ("Slovensko!"), bo tylko ich zwycięstwo nad Słowenią mogło przedłużyć nadzieje na awans do barażów ekipy Haszka. Tak się jednak nie stało, dlatego Czechów również zabraknie na mundialu w RPA. KLIKNIJ, ABY ZOBACZYĆ ZAPIS RELACJI NA ŻYWO! CZECHY - POLSKA 2:0 (0:0) Bramki: 1:0 Necid (51. z podania Rosickiego), 2: 0 Plaszil (72. głową z podania Pospiecha). Czechy: Petr Czech - Zdenek Pospiech, Roman Hubnik, Tomasz Sivok, Marek Jankulovski - Jaroslav Plaszil, Tomasz Huebschman, Tomasz Rosicky (78. David Jarolim), Daniel Pudil (87. Jirzi Sztajner) - Milan Barosz, Michal Papadopulos (46. Tomasz Necid). Polska: Wojciech Kowalewski - Jakub Rzeźniczak, Piotr Polczak, Arkadiusz Głowacki, Seweryn Gancarczyk - Jakub Błaszczykowski (67. Sławomir Peszko), Mariusz Lewandowski, Maciej Iwański, Ludovic Obraniak - Ireneusz Jeleń (63. Robert Lewandowski), Kamil Grosicki (81. Dawid Janczyk). Czytaj także Jak grały nasze Orły? Polczak najgorszy Wołowski o reprezentacji: Ani kroku do przodu