Paweł Ulbrych: Sporo osiągnęliście w ciągu tych czterech lat. Czwarte miejsce na mistrzostwach świata w zeszłym roku i to jest ten przełom dla ampfutbolu w naszym kraju? Przemysław Świercz: - Chcę, żeby tak było. To był nasz drugi start na mistrzostwach świata. Pierwszy skończyliśmy na 11., przedostatnim miejscu. Teraz, jak tak na chłodno analizujemy sobie to w głowach, to jest sukces. Chcemy, żeby on był przełomowy; chcemy, żeby motywował nas do jeszcze lepszej, cięższej pracy po to, żeby na następnych mistrzostwach w 2016 r. zająć już pierwsze miejsce. - Prekursorem i pomysłodawcą ampfutbolu w Polsce jest Mateusz Widłak, który obecnie jest prezesem stowarzyszenia, a jednocześnie niedawno został wybrany na przewodniczącego w Europejskim Stowarzyszeniu Ampfutbolu. To on dokonał pierwszego naboru, on zorganizował trenerów, on przyciągnął zawodników na pierwsze zgrupowanie do Warszawy. Potem ze zgrupowania na zgrupowanie było już coraz lepiej; było coraz więcej nowych twarzy, nowych zawodników. Na przestrzeni tych czterech lat wielu zostało, ale wielu też odeszło w inną stronę. Kto gra i jak to wygląda? - Jeżeli chodzi o zawodników z pola, to są to osoby po amputacji kończyny, natomiast bramkarze to osoby po amputacji kończyny górnej. Zawodnicy z pola poruszają się o kulach; oczywiście grając kulami nie możemy dotykać piłki, bo to jest, jak zagranie ręką. Bramkarze natomiast mogą używać kończyn dolnych i tej jednej zdrowej ręki, poruszając się tylko w polu karnym. Nie mogą wychodzić poza pole karne, bo to jest automatycznie traktowane jak czerwona kartka i rzut karny. W ampfutblu gra sześciu zawodników w polu plus siódmy bramkarz. A mecz trwa? - Dwa razy 25 minut. Przypuszczam, że jak większość tego typu rzeczy, zaczęło się w Anglii? - Nie, nie, nie. Prekursorem ampfutbolu były Stany Zjednoczone. Amfutbol powstał jako forma treningu dla niepełnosprawnych sportowców; jako forma urozmaicenia treningu podczas całego cyklu treningowego. Obserwuję, że drużynami wiodącymi są kraje raczej uboższe; tam, gdzie osób amputowanych z różnych przyczyn jest bardzo dużo, a jednocześnie dostęp do protez, dostęp do rehabilitacji jest ograniczony. To jest moja teoria, ona wynika z moich obserwacji, chociaż temu zaprzeczają przykłady Anglii, Polski, czy na przykład Stany Zjednoczone, które też mają mocną ekipę, a tam myślę, że dostęp do protez jest dość duży. A co czeka reprezentację, a także kibiców ampfutbolu w tym roku? - Najważniejszy sprawdzian; najważniejszy turniej dla nas, to jest turniej we wrześniu, w Warszawie. To międzynarodowy turniej, na który z roku na rok przyjeżdżają coraz mocniejsze drużyny i z roku na rok jest ich coraz więcej. Jednocześnie mamy ten rok po to, żeby wprowadzać nowe rozwiązania taktyczne w naszym zespole, wprowadzać nowe ustawienia. Powstały też już w Polsce kluby ampfutbolu, więc w tym roku jest plan, żeby ruszyła, może jeszcze nie regularna liga, ale trzy-cztery turnieje, na których te zespoły się spotkają i powalczą między sobą o tytuł mistrza Polski. - Trenerem reprezentacji jest Marek Dragosz. Nigdy wcześniej nie miał styczności ze sportem osób niepełnosprawnych. To człowiek z ogromną wiedzą; co więcej z ogromnym sercem i pasją. To, co nam przekazuje, to nie tylko wiedza czysto taktyczna i sportowa, ale też taka codzienna, wypływająca z serca. - Cały sport jest w głowie; wszystko, co robimy zaczyna się od naszej głowy. Dużą wagę skupiamy na ciele, na naszej fizyczności; na treningu taktycznym, a zapominamy o tym, że to głowa kieruje naszym ciałem. Możemy być świetnie przygotowani fizycznie, możemy mieć wszystko taktycznie poustawiane na treningu, ale jeśli głowa nie jest przygotowana do tego, co robimy, to w momencie meczu, w sytuacji stresowej wszystko gdzieś nam ucieka. Jeżeli natomiast wszystko mamy poukładane, jesteśmy przygotowani mentalnie, mamy jasno postawiony cel, to ma to wielki wpływ na szybkość podejmowania decyzji, na ich trafność; na to, jak sobie radzimy ze stresem i jak mocno koncentrujemy się na celu, który mamy osiągnąć.