- Zadebiutowałbym w reprezentacji już wcześniej, w meczu z Arabią Saudyjską, ale przesiadając się na lotnisku w Paryżu, nie zdążyłem na samolot do Rijadu. Byłem wtedy pewien, że razem z tym samolotem uciekła mi szansa na mundial, że wszystko przepadło - stwierdził obrońca biało-czerwonych. - Przeklinałem los, ale okazało się, że dał mi następną szansę. Zagrałem z Litwą i Wyspami Owczymi, a potem 15 maja usłyszałem w telewizji, jak trener wyczytuje moje nazwisko wśród powołanych. Nie płakałem ze szczęścia, ale moja mama tak - stwierdził Gancarczyk. Na zgrupowaniu w szwajcarskim Bad Ragaz Gancarczyk ma okazję poznać wszystkich reprezentantów. - Jeszcze miesiąc temu znałem chłopaków tylko z gazet i telewizji, wyjątkiem był Mariusz Lewandowski, który też gra na Ukrainie. Właśnie z Mariuszem mieszkam w pokoju w Bad Ragaz. W kadrze nie ma żadnych grupek, trzymamy się razem. Ja, Piotr Giza, Paweł Brożek czy Dariusz Dudka dostaliśmy od Pawła Janasa życiową szansę. Pokażemy jego krytykom, że się mylą - tłumaczył. Gancarczyk na co dzień reprezentuje barwy ukraińskiego Metalista Charków. - Poziom ligi ukraińskiej jest podobny do polskiej, ale myślę, że dwie drużyny, które dzielą między sobą tytuły mistrzowskie, Szachtar Donieck i Dynamo Kijów, są dużo silniejsze niż Legia Warszawa i Wisła Kraków. Zdecydowana większość reprezentantów Ukrainy na mundial gra w krajowej lidze. Tam jest trochę inna atmosfera wokół futbolu niż w Polsce. Nie ma takiego szaleństwa w mediach na punkcie piłki - podkreślił Gancarczyk.