Kumplami byli właściwie zawsze, od czasów gry w reprezentacji siedemnastolatków. W Nigerii, z kadrą do lat 20 zdobyli tytuł mistrzów świata. Tamten turniej pamiętają dobrze, część drużyny męczył wtedy jakiś afrykański wirus. Obaj nieśmiali, trochę zamknięci w sobie, zżyli się jednak przez lata. Urodzony w podmadryckim Motoles Iker Casillas, i pochodzący z katalońskiej Terrasy Xavi Hernandez nie mogli nawet przypuszczać, że pewnego dnia staną się jedynymi ludźmi zdolnymi ocalić relacje w kadrze, a także między dwoma najpotężniejszymi klubami w Hiszpanii. Po ostatnim Gran Derbi na Camp Nou w Superpucharze stanęły one na ostrzu noża. Scena gorącej dyskusji między Xavim i Casillasem tuż po brutalnym ataku Marcelo na Cesca Fabregasa była dla wtajemniczonych 100 razy bardziej alarmująca, niż zachowanie Jose Mourinho wkładającego palec w oko Tito Vilanovy. Pep Guardiola i obecny trener Realu też byli kiedyś dobrymi kolegami, pierwszy uratował nawet drugiego z rąk rozwścieczonego Luisa Fernandeza po meczu Barcy z Athletic Bilbao. Mourinho pracował wtedy jako asystent w Barcelonie, Guardiola wciąż jeszcze grał w piłkę. Dziś rywalizacja ich klubów sprawia, że dawne koleżeństwo nie wytrzymuje próby. Nie jest jednak ono nikomu niezbędne do szczęścia. Co innego Xavi i Casillas. Jeśli ci dwaj zaczną patrzyć na siebie wilkiem, drużyna mistrzów świata przestanie istnieć, a o obronie tytułu mistrzów Europy w Polsce i na Ukrainie nie będzie mowy. 14 miesięcy temu pojawienie się Jose Mourinho w Madrycie wywołało ogromny entuzjazm piłkarzy i kibiców królewskiego klubu. Sceptyków było dwóch: Jorge Valdano i Iker Casillas. Aby poczuć w Realu pełnię władzy Portugalczyk musiał usunąć pierwszego, drugiego przekonać do swoich metod. Według relacji dziennika "El Pais" zimą prezes Florentino Perez wezwał do siebie kapitana prosząc go, by dla dobra klubu mniej dystansował się wobec nowego trenera. Bez zgody i jedności pogoń za Barceloną nie była możliwa. Casillas udzielił potem kilku wywiadów, w których pochwalił Mourinho mówiąc między innymi, że drużyna słucha go niczym wierni kazania. Trudno było jednak przypuszczać, że Iker aż tak bardzo wczuje się w rolę. Przez lata kariery bramkarz Realu zdobył ogromny autorytet, opinię człowieka bezstronnego, potrafiącego przedkładać rozsądek nad animozje klubowe. Tymczasem w kwietniu, w każdym kolejnym Gran Derbi jedyny opozycjonista wobec Mourinho i Cristiano Ronaldo, stawał się ich coraz bardziej lojalnym współpracownikiem. Mówił o skandalu z sędziowaniem i teatralnych gestach rywali z Katalonii. Głos w sprawie zabrał wtedy nawet niespotykanie spokojny zazwyczaj selekcjoner Vicente del Bosque grożąc, że usunie z reprezentacji każdego gracza Barcy lub Realu, który odważy się psuć atmosferę. Dziennikarzy pytali Casillasa: co powie Xaviemu na najbliższym zgrupowaniu? "Nic, wystarczy, że spojrzymy na siebie i wszystko wróci do normy" - odpowiedział bramkarz "Królewskich". Zmiana jego postawy pogłębiła się jednak do tego stopnia, że w środę, po brutalnym ataku Marcelo na Fabregasa, ogłosił, iż jego kolega z kadry padł na boisko teatralnie. Być może wstrząsnęły nim powtórki telewizyjne? Udowadniają one bez cienia wątpliwości, że tylko jakimś cudem pomocnik sprowadzony z Arsenalu za 40 mln euro uniknął złamania nogi. Iker zrozumiał, że miarka się przebrała. Chwycił za telefon, by porozmawiać z Xavim, a także Carlesem Puyolem. Jaki przebieg miały ich dyskusje? Media w Hiszpanii tego nie podają. Tymczasem madrycki dziennik "Marca" poinformował, że głęboką skruchę wyraża także Jose Mourinho. Oficjalnie Portugalczyk nikogo nie przeprosił, ale zwierzał się z wyrzutów sumienia rodzinie i najbliższym współpracownikom. Trener Realu, który jeszcze na konferencji prasowej po meczu szedł w zaparte udając, że nie zna i nie chce znać Vilanovy, zrozumiał ponoć swój błąd. Prasa w Katalonii w to nie wierzy. Barceloński "Sport" uznaje, że dziennik "Marca" dopuścił się manipulacji, by wybielić zszargany wizerunek klubu z Madrytu i jego trenera. Potwierdza to rzecznik prasowy trenera Realu, który ogłosił, że "Mou" nie ma za co przepraszać, bo on tylko broni interesów swojego klubu. 70 proc czytelników madryckiego dziennika "As" jest jednak innego zdania. Według nich trener powinien powiedzieć "przepraszam". "Sport" twierdzi, że władza absolutna, jaką ma Portugalczyk w Realu gwarantuje mu bezkarność. Florentino Perez zdaje się podobno na badania przeprowadzone wśród socios "Królewskich". Opinie o wynikach pracy trenera są obecnie wyjątkowo wysokie (9,8 w skali dziesięciostopniowej). Rzeczywiście w meczach o Superpuchar drużyna ze stolicy grała świetnie. Zdaniem mediów w Katalonii Perez zaakceptuje absolutnie wszystko, co zrobi "Mou" byle tylko Real zaczął w końcu wygrywać z Barceloną. Czytaj inne teksty Darka i dyskutuj z nim na blogu - Kliknij!