- Małysz, I love you. I love Poland - wyznawała miłość Małyszowi i jego ojczyźnie jedna z Kanadyjek, gdy na ulicy w Whistler spotkała wicemistrza olimpijskiego. - Czy możemy prosić o wspólne zdjęcie? Tylko jedno - zagadywali przechodnie. Polak tylko się uśmiechał i ze stoickim spokojem spełniał życzenia kibiców. Nie marudził, a świetnie się przy tym bawił - jednemu z fotografów wskoczył nawet na plecy. - To na szczęście przed kolejnym konkursem - śmiał się Małysz. Pozował z medalem i bez niego. Z polską flagą na głowie i plecach. Jedyne co nie znikało z jego twarzy to uśmiech. - Pozwólcie mi się cieszyć. O kolejnym konkursie porozmawiamy za dwa dni - apelował do wszystkich. - To jest dopiero gość. Czegoś takiego jeszcze nie widziałem - skomentował przypadkowy przechodzień. Polscy kibice w licznym gronie przybyli do Whistler, by dopingować 32-letniego zawodnika Wisły-Ustronianki. Poznań, Wrocław, Płock, Toruń, Boston, Calgary, Montreal... Napisy na biało-czerwonych flagach mówiły wszystko. Obecność fanów odczuł też Małysz, który od razu po konkursie podkreślił, że byli dla niego ogromnym wsparciem. O reaktywacji "Małyszomanii" wypowiadał się jednak ostrożnie. - Reaktywacja to termin kojarzący mi się z filmem. Nigdy nie będą tak dobre, jak ten pierwszy odcinek, jak oryginał. Na pewno więc nie będzie takiej "Małyszomanii", jaka była na początku mojej kariery. Osiem lat temu to był prawdziwy szał - ocenił. Nie wiedział chyba, że wielu Polonusów rzucało wszystkie zajęcia, wsiadało do samochodów i nieraz z dalekich okolic przyjechało na wieczorną dekorację. - Na początku miałem w planach przyjechać też na konkurs, ale bilety były zbyt drogie. Nie stać mnie. Śledziłem całe zawody w telewizji, a jak Adaś zdobył srebro chwyciłem szybko kluczyki, na głowę założyłem biało-czerwony kapelusz i ruszyłem do Whistler - powiedział Jarek, który na co dzień mieszka w oddalonym o prawie 300 km Kamloops. - Ile mi zajął przyjazd tutaj? Jakieś trzy i pół godziny. Ale warto było. Zobaczyć Adasia na podium... Każdy by się wzruszył. Nie wiem czy kiedykolwiek jeszcze będzie mi dane coś takiego przeżyć - dodał. Po chwili przerwał rozmowę: - Przepraszam, ale idę szukać biletów na następną sobotę. Wierzę, że na dużej skoczni będzie złoto i nie daruję sobie, jeśli będę musiał znowu ślęczeć przed telewizorem. Małysz w sobotę stanął po raz trzeci na olimpijskim podium. W Whistler sięgnął po srebro, a osiem lat temu z Salt Lake City przywiózł srebro i brąz. W każdym z tych trzech konkursów triumfował Szwajcar Simon Ammann. Z Whistler - Marta Pietrewicz Czytaj także: <a href="http://vancouver.interia.pl/wiadomosci/news/malysz-odebral-srebrny-medal,1438848,6608">Małysz odebrał srebrny medal</a> <a href="http://vancouver.interia.pl/wiadomosci/news/fenomen-malysz,1438823,6608">Fenomen Małysz</a> <a href="http://vancouver.interia.pl/wiadomosci/news/prezydent-kaczynski-pogratulowal-malyszowi,1438869,6608">Prezydent Kaczyński pogratulował Małyszowi</a>