1. liga - zobacz wyniki, strzelców, terminarz i tabelę - Najpierw sędzia źle zachował się w sytuacji, gdy w 77. minucie odgwizdał rzut wolny [bezpośrednim strzałem bramkę zdobył Krzysztof Mączyński - przyp.red], bo faulowany Mięciel przyznał jednemu z naszych piłkarzy, że zrobił "jaskółkę". Niedługo później arbiter podyktował rzut karny. Dziwna historia. Biegł kilka metrów z żółtą kartką dla Jakuba Koseckiego, a nagle wskazał na "wapno" - opowiada poirytowany Wójtowicz. Jego Sandecja w sobotę była bardzo bliska sprawienia niespodzianki. Przez długi czas utrzymywał się w Łodzi remis, który gości w pełni zadowalał. Dwie bardzo kontrowersyjne decyzje Jarosława Rynkiewicza ze Szczecina przesądziły o losach meczu. A szkoda, bo spotkanie dwóch walczących o awans drużyn stało naprawdę na niezłym poziomie. Nie trzeba przecież było pomagać którejkolwiek ze stron. Rynkiewicz mylił się jednak co chwilę - raz na korzyść ŁKS-u, raz Sandecji. Sytuacji, w których podejmował odpowiednie decyzje, było naprawdę niewiele. Podkreślają to również sami piłkarze. - Arbiter nie był najlepszym aktorem tego widowiska. Mylił się dość często, ale pożytek z jego decyzji mieliśmy czasem my, a czasem rywale. Czy rzut karny został dla nas słusznie podyktowany? Nie wiem. Było jednak widać, że sędzia początkowo chciał ukarać naszego zawodnika - nie ukrywa Mariusz Mowlik, kapitan łodzian.